sobota, 14 grudnia 2019

Czas przedświąteczny w Bergen - Julebord czyli "opłatek" w pracy

Z niecierpliwością i wielką ciekawością czekałam na julebord czyli jak byśmy to nazwali w Polsce wigilię pracową. Z jednej strony zastanawiałam się jak to wygląda tutaj a z drugiej miałam się ochotę wreszcie pobawić. Od kiedy tu jestem nie byłam na żadnej imprezie.
Miałam też wreszcie okazję przypomnieć sobie sztukę makijażu, gdyż że względu na poranne wstawanie, ciągle deszcze i jeżdżenie rowerem do pracy zupełnie zaprzestałam tej niegdyś codziennej praktyki. Widziałam odświętne odzienie i odświętne adidasy i ruszyłam na balety. Ku mojemu zdziwieniu, mimo że w mojej firmie pracuje bardzo dużo rodaczek, na imprezie spotkałam tylko dwie oprócz mojej kierowniczki. Impreza odbywała się na największej stołówce obsługiwanej przez moją firmę. Po rozpoczęciu imprezy w ramach tzw szwedzkiego stołu były wystawione tradycyjne norweskie potrawy. Najbardziej obowiązkowe danie to tzw pinnekjøtt czyli jakaś baraninę. Moja ciekawość nie była jednak aż tak duża, żeby tego spróbować. Szczególnie, że ani nie pachniało, ani nie wyglądało zachęcająco. Nie słyszałam też zachwytów od osób próbujących tego dania. Za to chętnie spróbowałam pure z brukwi i ziemniaków, sałatki z czerwonej kapusty i surkål czyli coś jak nasza kapusta kiszona i gotowana ale z dużą ilością cukru. Żadne z powyższych nie powaliło mnie na kolana, więc zostawiłam miejsce na deser. A deser już owszem bardzo dobry. Jako wielbicielka wszelkich kaszek szczególnie na słodko, liczyłam na risgrøt i się nie zawiodłam. Do tego ciasto czekoladowe, które było jedna z najlepszych rzeczy, jakie tu jadłam. Rodaczki dość szybko uciekły więc jedynym sensownym wyjściem wydawało się zacząć wreszcie integrować z Norwegami. Pomogla mi w tym Hansa Ipa. Akurat Ipa to typ piwa które lubię pić że względu na smak i aromat. Oczywiście koncernowa Ipa z puszki nie urywala 4 liter,wiec dałam szansę dwum innym gatunkom,ale również nie były niczym szczególnym. Ale przynajmniej miałam z czym stać próbując integrować się z grupą na papierosie, gdyż na sali było zdecydowanie zbyt gorąco jak dla morsa. Jeden kolega którego od kilku tygodni mijam w kantynie przywitał się że mną, przedstawil i zapytał gdzie pracuję. Także albo magia makijażu i fryzury, albo alkohol rzeczywiście pogarsza wzrok. Później dostałam od niego przydomek dancing lion. Podoba się dla mnie. Dobrze ze dziewczyny rozkrecały imprezę, bo panowie nie byli zbytnio wyrywni do tańca. Nie żeby mi robiło różnice czy ktoś tańczy czy nie, w końcu jak słyszę muzykę mogę tańczyć nawet z mopem. I to właśnie mówiłam ludziom jak pytali, czym się zajmuje w firmie - tańczę z mopem. I wszyscy w śmiech. 
Jak wszyscy się najedli, jedzenie zostało schowane. Część osób uderzyła na parkiet ku mojej uciesze, większość siedziała przy stołach przy winach i drinkach. W międzyczasie były jakieś konkursy taneczno sprawnosciowe. Tańce trwały do 1, ja tradycyjnie zostałam do końca. Kilka osób postanowiło ruszyć na after na dyskotekę do centrum. Oczywiście chętnie dołączyłam. Na dyskotece taki tłum, że ludzie tańczyli na stołach i ławkach. Takiego czegoś to ja jeszcze nie widziałam. Wstęp na dyskotekę 100 koron. Nie sprawdzałam ile cokolwiek innego kosztowało, gdyż do dobrego humoru nie brakowało mi niczego. Leciały hity które każdy zna, różne anglojezyczne. Niestety już o 2.30 dyskoteka się skończyła i pojechałam do domu. Na szczęście ta dość spora jak na mnie w ostatnim czasie ilość alkoholu nie skończyła się kacem. Może tak jak śpiewał Sławomir głowy leciutkie bo tu o przecież góry. 
Podsumowując. Dowiedziałam się, jak wyglądają tradycyjne świąteczne potrawy w Norwegii. Norwegowie się dowiedzieli:
Jak się bawią slowianki (oprócz mnie Rosjanki i litwinki podbijaly parkiet) 
Jak się mówi "cześć" (żartuję. Tego się nie nauczą tak łatwo) 
Co to jest morsowanie. 
Jak się mówi "kurwa". 
 


God Jul czyli wesołych świąt.


Malowanie światłem w wykonaniu mojego telefonu oraz latarki rowerowej

Bryggen

Lepsza choinka na wodzie niż logo makdonalda



Dodaj napis

Na świątecznych straganach można kupić sweterki w  tradycyjne norweskie wzory

Podobała się dla mnie choineczka z przyprawami.

Altanka w centrum - zdjęcie zrobione trybem świetlne graffiti w Huawei P20. Fajnie wyszedł rozmazany koleś w środku. Trawa oświetlana latarką rowerową.

Byłam ciekawa jak smakuje tradycyjny norweski świąteczny napój. Jak czerwona Hellena. identyko.
Niech żyje multikulti.

Nie mam żadnych ciekawych zdjęć z tej wigilii więc wrzucam świątecznie przystrojone Bergen.

Czytaj dalej »

środa, 27 listopada 2019

Jak jedna k*wa zrobiła mi dzień. Zwiedzanie ogrodu botanicznego.


Jadę sobie dziś spokojnie do pracy. Pierwszy raz autobusem a nie rowerem. Autobus jedzie inną trasą niż ja, a na dodatek jest ciemno i nie bardzo ogarniam gdzie wysiąść. Wszystkie przystanki na żądanie, a nikt nie wysiada. Podchodzę na przód i bezradnie gapie się na drogę. Kierowca coś do mnie mówi po norwesku. Nie próbuje udawać, że jestem w stanie się dogadać. Jestem niewyspana i czuję się mega nieogarnięta. Mówię nazwę przystanku jaki mam pod pracą. On że ten autobus się tam nie zatrzymuje. O kurwa - wymskneło mi się.
Kierowca na to - Aaaa ty z Polski, to ja ci wytłumaczę. Masz wysiąść tu i tu i skręcić tu i dotrzesz na miejsce XD
Po pracy dochodzę do przystanku i zanim dojechała bibana (nie wiem czemu tu wszyscy rodacy mówią na tramwaj bibana, skoro po norwesku bybanen ma rodzaj męski) najechał autobus 53. W głowie zaświtała mi myśl: ciekawe gdzie jedzie autobus 53. I zanim zdążyłam pomyśleć już w nim siedziałam. Podobnie jak wcześniej okazało się, że wszystkie przystanki na żądanie, więc dojechałam do końca trasy. Okazało się, że jest tam ogród botaniczny. Stwierdziłam, że znając Norwegię pewnie jest za darmo, i nie pomyliłam się. Oczywiście w listopadzie próżno szukać imponujących kwiatów, raczej sterczące zbrązowiałe badyle, ale dla mnie taki klimat jest mega uroczy. Uwielbiam widok mchów, kolorowych liści, nagich drzew i kropelek na gałęziach. Myślę, że jak ktoś ma dużo czasu i po drodze, to warto zajrzeć do tego ogrodu botanicznego. Chociażby po to, żeby przejść się po labiryncie z żywopłotu. Powiem szczerze że można nieźle tam pobłądzić. W lato z pewnością jest tam przepięknie. A i okolica bardzo ładna. Niedaleko wybrzeże, fajne domki, ładne widoki po drodze. Myślę że jeszcze kiedyś się tam wybiorę. Narazie jest jeszcze tyle pięknych miejsc, w których nie byłam. Tyle autobusów które prowadzą niewiadomo gdzie. Więc korzystając z tego że kupiłam bilet, oraz że między godziną 10 a 16 nie pracuje, na pewno postaram się to wykorzystać na maksa i pozwiedzam okolice. Najlepsze było to, że jak wracałam tego samego dnia autobusem 53 to też był kierowca z Polski.










Labirynt z żywopłotu. Fajnie się po nim chodzi



W Norwegii jest bardzo popularne posiadanie trawy na chacie


Dodaj napis

Siema rozgwiazdy


Czytaj dalej »

czwartek, 21 listopada 2019

Listopadowe piekno

Dla mnie listopad ma szczególny urok. Gdy liście spadają z drzew i odsłaniają niewidoczne dotąd widoki. Dziś byłam w miejscu, w którym byłam już wiele razy i pierwszy raz dostrzegłam ciekawy budynek. Z daleka zastanawiałam się, czy to jakiś pałacyk, czy może kościół z cmentarzem dookoła, a z bliska okazało się, że to po prostu czyjś dom.
Zachód? Nie - zdjęcie zrobione w samo południe. Zoom w telefonie działa całkiem nieźle.

Woda jeszcze bardziej przejrzysta niż w lato

Fajnie by było mieszkać na tamtej wysepce.

Tu lubię przyjeżdżać po pracy żeby się zrelaksować.

Przepiękne miejsce, cudowna woda. Niedaleko lotniska, przy stacji mikrobiologii

Taki tam selfiaczek z morsowania na Nordnes

Bardzo ciekawe chmury, poniżej szczytów

Pojechałam sobie z pracy trochę okrężną drogą, ze 3 kilometry było cały czas pod górę, zaczęłam się zastanawiać, czy warto było...

Ale jak zobaczyłam te widoki stwierdziłam, że było warto.

Widok na Ulriken

W lato kompletnie tego nie zauważyłam.

Z daleka jakby kościół albo pałac a to czyjaś chałupa

Tu również warto było dla takich widoków wracać z pracy godzinę dłużej.

Widzę na drodze strzałkę na kościół. Skręcam i widzę takie coś, podjeżdżam bliżej, patrzę, a to faktycznie jakiś kościół.

Po drodze cykam fotkę, fajna klimatyczna chata a tu tym razem nie.

To akurat market świąteczny

Fotka z lustrzanki, bezlusterkowca, zaawansowanego kompaktu?

Wszystkie zdjęcia z telefonu.

Po wycieczce na rozgrzanie herbatka z pomarańczą, chili i imbirem. Polecam.
Piszcie w komentarzach kogo zaskoczyły zdjęcia! Ściskam i pozdrawiam
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia