Dostałam od Was feedback, żebym więcej pisała, bo fajnie
się czyta. Takie słowa to miód na moje uszy! Jak ktoś jeszcze chce mi
tak napisać to śmiało :-)
Wiecie co? Od dzieciaka
myślałam o tym, żeby dzielić się swoimi rozkminami i układałam sobie w
głowie teksty, a niedawno zaczęłam je spisywać "do szuflady". Ale
dopiero teraz zdecydowałam się na upublicznienie, i jest mi niezmiernie
miło, że mam tak pozytywny odbiór.
Moja ostatnia rozkmina, że czuję się jak w komputerowej grze strategicznej. Grałam za dzieciaka chyba z raz czy dwa w taką grę, podchodziło się do człowieka, trzeba było zagadać, wybrać jakąś kwestię, on coś odpowiadał i na przykład pokazywał, gdzie iść dalej. Później trzeba było znaleźć jakieś drzwi, otworzyć, wszystko w jakiejś określonej kolejności, miało się jakieś różne przygody i tak naprawdę nie było wiadomo, do czego się dąży, co będzie na końcu gry. Po drodze zbierało się jakieś artefakty i punkty doświadczenia, odkrywało się mapę, rozwiązywało zagadki.
Moja ostatnia rozkmina, że czuję się jak w komputerowej grze strategicznej. Grałam za dzieciaka chyba z raz czy dwa w taką grę, podchodziło się do człowieka, trzeba było zagadać, wybrać jakąś kwestię, on coś odpowiadał i na przykład pokazywał, gdzie iść dalej. Później trzeba było znaleźć jakieś drzwi, otworzyć, wszystko w jakiejś określonej kolejności, miało się jakieś różne przygody i tak naprawdę nie było wiadomo, do czego się dąży, co będzie na końcu gry. Po drodze zbierało się jakieś artefakty i punkty doświadczenia, odkrywało się mapę, rozwiązywało zagadki.
Podczas wycieczki do Tromso zagrałam w demo. Później wbiłam pierwszy level w nauce
języka norweskiego, w międzyczasie oglądałam na Youtubie innych graczy,
którzy wbili już bardzo wysokie levele. Po drodze trzeba było zbierać
monety, oszczędzać, nie wydawać na głupoty, posprzedawać trochę
artefaktów. Jak już wbiłam odpowiednią liczbę monet trzeba było wybrać
miasto, do którego się udać. Dlaczego Bergen? Szczerze - popatrzyłam na
loty i wybrałam miasto, gdzie jest najwięcej lotów i akurat był
najtańszy lot. W końcu Norwegia to Norwiegia, co za różnica. Wiedziałam
tylko, że nie chce jechać do stolicy. Jak odblokowałam level Bergen to
się zaczęła fajna gra - pierwsza misja to zdobycie mieszkania, na które
będzie mi starczyło monet. Aby misja się powiodła, musiałam skorzystać z
nauki języka - by porozumieć się z właścicielem Norwegiem. Dopiero po
pomyślnym zakończeniu misji mieszkanie odblokowała się następna misja -
praca. Misja urząd podatkowy nadal była wyszarzona. Zapukałam do wielu
drzwi, bez skutku, aż po prostu pozwoliłam drodze się poprowadzić.
Pojawił się człowiek, który wyraźnie wyróżniał się z tła - wiedziałam,
że muszę zagadać. Później już ta postać mnie prowadziła. Po wielu
rozmowach i przygodach misja praca zakończyła się pomyślnie - odblokował
się następny level - urząd podatkowy.
Miałam tyle
niespodzianek, że nigdy w życiu nie pomyślałabym, że tak to się potoczy i
to jest niesamowite! Np. nagle zostałam blogerką. Teraz, po wykonaniu
kilku pasjonujących misji i zdobyciu punktów doświadczenia widzę, jak
otwierają się przede mną nowe drzwi, i nie mogę się doczekać do czego
doprowadzi mnie ta gra. A może żyjemy w matrixie i wszystko to gra?
Przecież
wiadomo, ze ludzie potrzebują wrażeń, doświadczeń, czemu się tego
boicie? Kupujecie bilety na karuzele, do escape roomów, na rolercostery,
po to, żeby doświadczać strachu, emocji, adrenaliny. Kupujecie duże
telewizory, gracie w gry, oglądacie filmy, bo szukacie tego, co jest
potrzebne każdemu człowiekowi do rozwoju - ale doświadczacie tego w
hermetycznym, bezpiecznym środowisku, w przewidywalnych warunkach. A
tymczasem można żyć prawdziwie nie wirtualnie. Można ruszyć leniwe
dupsko z domu i obejrzeć takie widoki, jakich nie zobaczycie przez nawet
największy i najnowocześniejszy telewizor, można iść w góry i mieć taki
trening, jakiego nie da żadna siłownia, można zagadać do ludzi i poznać
takich, których nie ma na żadnym tinderze.
Mówicie, że tu jest drogo - ale mam wiele cudownych rzeczy za darmo. Przede wszystkim czyste powietrze i cudowną naturę, wycieczki w góry w zasięgu spaceru na piechotę. Dostęp do morza, gdzie mogę codziennie się kąpać za darmo w cudownej, rześkiej, czystej wodzie. Mam to, czego potrzebuję do szczęscia. Nauczyłam cieszyć się tym, co mam, wykorzystywać każdą szansę, jaką dostaję od losu, być wdzięczna za wszystko.
Przestańcie
karmić się strachem z mediów. Lata doświadczeń pokazały mi, że dużo
więcej można osiągnąć mając nadmierne zaufanie do ludzi, niż będąc
nadmiernie nieufnym. Ja to wiem, jestem przekonana. Jeśli choć w jednej
osobie zasieję ziarno nadziei dzięki swojej pisaninie to ma to sens.
Kocham was i ściskam jak zawsze najmocniej jak potrafię <3
Coś w tym jest. Ja się całe życie czuję jak sims z którego ktoś sobie robi jaja.
OdpowiedzUsuńPisz, Kochana, pisz, uwielbiam to czytać :) Grunt nie za długo i nie za krótko, piszesz tak w sam raz :)
OdpowiedzUsuńTak, życie to gra, więc nie bierz życia na poważne, bo to nie jest takie ważne... :)
Masz rację z tym zaufaniem do ludzi, bo to ty jesteś lustrem i gdy obdarzasz ludzi zaufaniem, one muszą temu sprostać bo to taka gra ;)
Zawsze mnie w życiu ratowała moja naiwność i szczerość.
Jesteś Aneta jak słońce, świecisz dla wszystkich.
Dziękuję za miły komentarz! Będę pisać jak tylko będę miała natchnienie. Wiele rzeczy kłębi mi się w głowie, ale muszę poczekać aż nabiorą właściwego kształtu i będą się prosić o opisanie.
UsuńCo do zaufania - cieszę się, że trafiłam w życiu na tak wielu cudownych ludzi, którzy nauczyli mnie tego. Dziękuję wszystkim kierowcom, którzy podwozili mnie na stopa, nie raz nadrabiając drogi. Dziękuję wszystkim ludziom poznanym przez internet, za cudowne spotkania i rozmowy. Dziękuję wszystkim, którzy pojawili się na mojej drodze i pokazali, czym jest zaufanie do ludzi i świata.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń