Lecąc do Bergen wiedziałam na pewno tylko dwie rzeczy - że mam
zapewniony nocleg na 3 dni i że Bóg sprzyja moim planom, więc reszta
ułoży się w swoim czasie. Po wylądowaniu udałam się do zarezerwowanego
na Airbnb pokoju do Marii - jak się okazało dziewczyny z Panamy.
Pogadałam z nią chwilę - stwierdziła, że jestem bardzo odważna. Ale
powiedziała, że tu jest bardzo dużo Polaków i wszyscy sobie nawzajem
pomagają. I że była w Polsce w zeszłym roku - w taki listopadowy dzień,
kiedy jest jakaś masakra bo zawsze wszyscy protestują przeciwko
wszystkiemu. Że przez to miasto było sparaliżowane, a do tego wszędzie
był straszny smog.
Okazało się, że w Bergen jest znacznie chłodniej
niż u nas o tej porze, i trochę odczułam to przez drogę. Pierwszą
rzeczą o jakiej marzyłam, to było się wyspać. Choć wiedziałam, że mam
dużo rzeczy do załatwienia, chłodny pokój, który po zasłonięciu rolety
jest idealnie ciemny i kompletnie cichy sprawił, że zasnęłam mometalnie.
Wieczorem zabrałam się za przeszukiwanie ogłoszeń na norweskim
odpowiedniku olx, ale okazało się, że nic nie zrobię bez norweskiego
numeru. Aby wyświetlić numer telefonu ogłoszeniodawcy trzeba było podać
swój numer i wpisać kod z smsa. Poszłam do pierwszego lepszego sklepu
który sprzedawał karty SIM - i kupiłam kartę sieci Mycall, która ma
jedną zasadniczą zaletę - polską stronę internetową i polską obsługę na
infolinii. Okazało się,że korzystanie z norweskiego numeru też nie
będzie takie szybkie - po 18 w piątek niestety nie uda mi się
zarejestrować i aktywować numeru. W sobotę doceniłam fakt polskiej
obsługi na infolinii, jak wydzwaniałam, kiedy mi aktywują numer. Okazało
się, że przemiły pan sprzedający mi kartę nie wysłał formularza
rejestracyjnego do sieci. Powoli stawała mi dość ponura wizja przed
oczami - nie mam aktywnego numeru, więc sobotę i niedzielę przesiedzę
bezproduktywnie. W poniedziałek muszę się wymeldować i gdzie ja pójdę?
No ale dobra, od czego mamy fejsa. Powszednia próba wstawienia posta na
grupę stanęła na niczym, ale może tym razem się uda. W końcu istnieją aż
3 grupy "Polacy w Bergen" i każda ma kilka tysięcy członków. Napisałam,
że szukam mieszkania od już w dobrej cenie. Po chwili odezwał się
chłopak a po godzinie już oglądałam mieszkanie. W mieszkaniu 5 pokoi i
wszystkie zamieszkują Polacy i na współlokatora też szukają kogoś z
Polski. Dogadałam się błyskawicznie i o 18 już się wprowadziłam. No i po
wizycie w innym sklepie aktywowali mi numer. Obecnie jestem w Norwegii
drugi dzień i mam już adres i numer telefonu. Jeszcze tylko znaleźć
pracę i będzie dobrze. Moi współlokatorzy to 3 mężczyzn pracujących
oczywiście w budowlance i jedna dziewczyna pracująca przy sprzątaniu.
Chłopak z którym załatwiałam mieszkanie ma na ścianie Lewandowskiego i
flagę biało czerwona z kotwicą Polski walczącej - od razu stwierdziłam,
że kibico patriota będzie dobrym współlokatorem. Otacza mnie polska mowa, polska muzyka, na infolinii sieci komórkowej słyszę polski głos, pół kuchni zajmują polskie produkty... Jak mi ktoś napisał, że jestem odważna, że pojechałam sama na obczyznę... Jaka obczyzna? Czuję się tu jak w domu! Poza tym jaka sama? W czasach internetu i fejsa wszystkich przyjaciół mam na wyciągnięcie ręki. Mogę z nimi rozmawiać, mogę ich widzieć i słyszeć. Nie mogę się przytulić, ale to tylko sprawi, że spotkanie będzie bardziej wyczekane i wytęsknione.
Gratuluję odwagi czasami trzeba zaryzykować żeby zacząć coś nowego i w tym przypadku się to sprawdziło :)
OdpowiedzUsuń