niedziela, 15 września 2019

Jak wygląda w Norwegii recykling plastikowych butelek i aluminiowych puszek

Jedna z rzeczy które uwielbiam w Norwegii to recykling. Ta sprawa tu podobnie jak w innych zachodnich  krajach jest genialnie rozwiązana. Większość plastikowych butelek i amelinowych puszek ma kaucję w wysokości 1, 2 lub 3 korony - kaucję możesz w bardzo łatwy sposób odzyskać wrzucając opakowania do specjalnych automatów. Automaty znajdują się w każdym sklepie, gdzie możesz kupić te napoje.


 Idziesz do byle jakiego sklepu typu Rema 1000 czy Extra, podchodzisz do automatu i wrzucasz tam opakowania - maszyna uruchamia się po włożeniu pierwszej puszki.


Po skończeniu wrzucania naciskasz jeden guzik i wychodzi kwit. Następnie robisz w sklepie zakupy, dajesz w kasie kwit z maszyny i kasjer odlicza od rachunku odpowiednią kwotę. Cały proces jest banalnie prosty, łatwo dostępny i perfekcyjnie zorganizowany. Efekt jest taki, że wchodząc do sklepu z torbą na przykład 30 butelek możesz wyjść tak jak ja ostatnio z kilem jabłek, kilem pomarańczy i ananasem. Fajny układ, co? Pozostałe efekty: w miejscach, gdzie ludzie lubią się relaksować z piwkiem czy wypić napój z plastiku często stawiają te opakowania obok koszów. Dzięki temu osoby potrzebujące mogą sobie to z łatwością zebrać i bez problemu wymienić na zakupy w sklepie. Jak gdzieś przy drodze rano leży jakaś puszka czy butelka to wieczorem już nie leży - na 100% ktoś ją zabierze. Nie ma sytuacji, że przy drodze będzie jakaś wyblakła puszka. Nie zdąży, zanim ktoś ją spienięży. Powiedzmy, że najtańszy chleb kosztuje 8 koron - gdy nie masz na chleb, wystarczy że przejdziesz się po mieście i znajdziesz 4 butelki po coli i już masz na chleb.
Z tego co gdzieś czytałam, procent nieodzyskanych opakowań w tym systemie jest jednocyfrowy - czyli ponad 90 procent opakowań trafia do recyklingu. Z tego, co widziałam, niektórzy wykorzystują te butelki do noszenia w nich kranówki. Zawsze lepsze to, niż kupowanie butelkowanej wody, jednak osobiście nie polecam - przerzuciłam się na picie kranówy albo ze szklanej butelki albo w lato z metalowej butelki termicznej, dzięki czemu nawet w najgorszy upał mam chłodną wodę. Nie pijcie z plastiku, ale to temat na osobny wpis.
Także Polsko, ucz się od zachodu recyklingu! Jak przyjechałam do Polski i zobaczyłam rowy pełne śmieci, kosze, z których wysypują się puszki i butelki to serce się kraje. System jest wymyślony i działa, wystarczy go tylko wprowadzić. Trzymam kciuki, żeby Polsce też się to udało.
Czytaj dalej »

niedziela, 8 września 2019

Czym jest dla mnie pozytywne myślenie?

Jedną z rzeczy, które bardzo chciałam robić w Norwegii to noclegi na łonie natury. Ze względu na to, że robię to zazwyczaj spontanicznie do tej pory wszystkie wypady były samotne.

27 lipca - zapowiada się ciepła noc z soboty na niedzielę, więc pakuję do plecaka śpiwór, ręcznik i wodę, na rower i w górę. Zostawiam rower u podnóża góry i dalej idę pieszo.

W pewnym momencie odwracam się za siebie i podziwiam widok, jaki ukazał się moim oczom. W oczach pojawiają się łzy - zachwytu. Jestem tu już tyle tygodni a na Ulriken wchodzę już któryś raz, a jednak widoki nadal mi nie zpowszedniały.

Krajobraz rozświetlonego Bergen z zachodem słońca w tle zapiera dech w piersiach i powoduje opad szczęki. I to dosłownie, kto był ze mną w Norwegii, w Bieszczadach albo na Suwalszczyźnie ten widział, jak się zatykam, stoję z otwartą gębą i się gapię :) Idąc kolejny raz boso kamiennymi schodkami wypadł mi telefon - tym razem upadek okazał się zgubny dla wyświetlacza. Miałam nadzieję, że to może poszła tylko szybka ochronna, ale pod nią wyświetlacz strzaskany zupełnie..
Pierwsza myśl, jaka mi się pojawiła - jeeee wreszcie mam dobry powód żeby zmienić telefon na nowy!

Jak dobrze, że to się stało teraz, jak jestem po wypłacie i kupno nowego nie będzie dla mnie obciążeniem. Uświadomiłam sobie, że pozytywne myślenie działa u mnie całkiem nieźle, bo kiedyś pewnie bym się przejęła i smuciła zaistniałą sytuacją.


Mój nowy telefon jest taki jak ja - wytrzymały, wystarcza mu energii na długo, niezawodny, uniwersalny i robi genialne zdjęcia. Pięknie wygląda. Niestraszne mu deszcz i upadki.
Mój niezawodny namiot - mieści się w plecaku, chroni przed deszczem, błyskawicznie się składa i rozkłada, w skrajnych przypadkach jest wewnątrz plus 50 stopni

Podczas, gdy ludzie wchodzą na górę poubierani od stóp do głów w szczelne nieprzepuszczające deszczu ubrania, ja idę boso, w t-shircie i babmbusowych pantalonach, zachwycam się wiatrem, który smaga moje ciało chłodnymi kroplami deszczu i czuję, że żyję.

Dodaj napis


Czyż dla takich widoków nie warto nocować w górach, spać 3 godziny pod chmurką lub w namiocie?

Pogoda w Bergen zmienna jak mój humor w zależności, czy jestem głodna czy najedzona, słońce później deszcz, to i tęczę często można spotkać.

To uczucie, gdy idziesz w góry boso i bez kurtki, podczas gdy chłodny wiatr z deszczem smaga okrutnie i wszyscy po drodze pytają, czy wszystko ze mną ok.




Moczenie stóp w lodowatym górskim strumieniu działa pobudzająco jak kawa o poranku

Efekt, który uwielbiam - jedwabista woda. Dawniej musiałam mieć ze sobą statyw i aparat, ustawić go w try manualny i po kilku próbach z różnym czasem naświetlania wychodziły mi takie zdjęcia.
 Podobnie miałam, jak utopiłam mój ukochany kompakt soniacza. Zafascynowana pięknymi muszelkami chodząc po brzegu nie zauważyłam, jak aparat zaliczył kąpiel w słonej wodzie. Ten, którymi zrobiłam większość zdjęć na blogu. Niestety, słona woda okazała się być zabójcza. Podziękowałam aparatowi za to, że dzielnie służył mi dwa lata i już zaczęłam się zastanawiać, jaki następny aparat kupić. Od dłuższego czasu wiedziałam, jakiej firmy aparat chcę kupić i dlaczego, jednak utopienie aparatu zmieniło postać rzeczy - jeśli nowy aparat ma być moim jedynym aparatem to musi być tego samego rozmiaru, co stary, żebym mogła go zawsze mieć przy sobie. Wybór był prosty - kupiłam następcę czyli RX100M6. Teraz mam super zestaw fotograficzny kieszonkowy - telefon plus aparat.


Teraz taki efekt mogę otrzymać opierając telefon o byle kamulec, ustawiając w nim tryb "jedwabista woda" i naciskając spust migawki. Wychodzi od razu. Jeśli ktoś mnie zapyta, jaki aparat fotograficzny kupić - Huawei P20. Pod niektórymi względami lepszy niż mój nowy kompakt.


Pamiętam, jak podobnie myślałam, jak zakosili mi rower spod pracy. Pewnie komuś był potrzebny, a dla mnie to nie jest jakieś mocne obciążenie. Do rzeczy człowiek się przyzwyczaja tak samo jak do ludzi czy do zwierząt - rzeczy stają się częścią naszego świata. Ale to tylko rzeczy, przychodzą i odchodzą i nie ma co rozpaczać nad stratą jakiejś rzeczy. Wszystko dzieje się po coś. Ostatnio czytałam fajne zdanie - jak coś dzieje się nie po twojej myśli, to znaczy, że idzie po myśli Boga i czeka cię coś lepszego, niż się spodziewasz. Dlatego bardzo zachęcam do przyjmowania wszystkiego, co zsyła nam los z uśmiechem, gdyż jest to z pewnością najlepsza sytuacja, jaka może nas w tej chwili spotkać.
Pamiętam, jak kiedyś dostałam książkę "Polyanna" - książka dla małych dziewczynek, ale bardzo mi utkwiła. Nie pamiętam treści, ale pamiętam główny przekaz - że w każdej sytuacji, jaka nas spotyka możemy znaleźć pozytywne strony. Jeśli będziemy się skupiać głownie na pozytywach to nasze życie będzie weselsze i szczęśliwsze.
Czytaj dalej »

Jak poszłam w ślady idolki z dzieciństwa

No, kto może się pochwalić tym, że robi karierę zawodową idąc w ślady idolki z dzieciństwa?
W pracy miałam okazję zdobyć doświadczenie w bardzo różnych miejscach. Sprzątałam plac budowy, świeżo wyremontowany hotel, biura, banki, stołówki. W firmach sprzątających się całkiem nieźle zarabia, to niewątpliwie plus. Ale nie tylko to - muszę przyznać szczerze, że naprawdę polubiłam taką pracę. Wiem, że osoby, które mnie znają będą w szoku - bo od dziecka nie słynęłam z trzymania porządku. Zawsze byłam straszną bałaganiarą, przez co dostawałam regularny opieprz najpierw od rodziców i sióstr, później od pracodawców, od współlokatorów, od chłopaka. No nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Lubiłam, jak jest porządek, nawet lubiłam sprzątać raz na jakiś czas, ale przeważnie znajdywały się ważniejsze rzeczy do zrobienia, i bałagan się kumulował. Z pewnością dużą winę ponosił mój zwyczaj gromadzenia gratów i przydasiów, na które nie było miejsca. Frustrowało mnie to, że w tym swoim bałaganie często nie mogłam znaleźć niezbędnych rzeczy, jak klucze czy telefon przed wyjściem z domu.
 
Przebrana w firmowy kombinezon i gotowa do pracy

Teraz wiem, że po prostu nikt mnie nie nauczył sprzątać. Moja mama też gromadziła graty i wolała robić inne rzeczy, niż pedantyczne pucowanie chałupy. Przed wyjazdem przeczytałam jakąs japońską książkę o sprzątaniu i wyrzucaniu zbędnych rzeczy, ale też mi nie pomogła. Dopiero tutaj się nauczyłam sprzątania, a jak to oswoiłam, to i polubiłam. Przede wszystkim nauczyłam się, jak to robić szybko i sprawnie, co jak i czym. Ale odkryłam też cały sekret, jak mieć porządek i czystość dookoła siebie bez wysiłku - polega na tym, że trzeba to robić regularnie. Jak się sprząta często, to nie ma tego dużo i można to zrobić błyskawicznie. Jak czasem wchodzę do niektórych miejsc, to z pozoru wyglądają, jak świeżo posprzątane, a ja mam tam sprzątać. Najpierw jak to zobaczyłam, to się zastanawiałam swoim jeszcze starym trybem, po co sprzątać, jak jest w miarę czysto. Otóż po to, ze jak się regularnie przeciera i odkurza, to się nie kumuluje syf. Jest to też bardziej ekologiczne, bo do posprzątania większości rzeczy wystarczy ścierka z mikrofibry czy mop i sama woda. Odkryłam to przypadkowo - po prostu pierwsze szkolenia miałam od obcokrajowców, z którymi nie mogłam się dogadać, które płyny do czego służą. Dlatego na wszelki wypadek najpierw próbowałam samą wodą - serio, przy dobrej jakości mopie wystarczy. Protip profesjonalisty - najlepiej jest mieć dużo tych ścierek i mopów, często zmieniać i prać w automacie. Zamiast płukać mopa - do kosza i nowy. Resztę zrobi za nas pralka. Przeczytałam gdzieś, że sprzataczki często mają problemy z ukladem oddechowym właśnie przez to, że wdychają chemię z tych różnych płynów - no cóż, w Polsce przez twardą wodę wszystko bardziej załazi i częściej płyn jest niezbędny, ale zachęcam do próbowania bez. Odkryłam też, że często pranie w samej wodzie ciuchów też daje radę.  Nauczyłam się też, na czym polega odkładanie rzeczy na miejsce. Wcześniej mój powrót z pracy polegał na tym, że rzucałam kutrkę, plecak i inne rzeczy na łożko, a jak kłądłam się spać zrzucałam te rzeczy z łóżka i robił się bałagan, nic nie mogłam znaleźć. Nie chodzi o to, że odkłada się skarpetki do szuflady, ciuchy na krzesło a koszmetyki do jakiegoś pudła. Chodzi o to, że każda konkretna para skarpetek powinna mieć swoją przegródkę, każda bluzka swój wieszak, każda szminka swoją przegródeczkę w organizerze. I wtedy człowiek się rozbiera i od razu odwiesza rzeczy na swoje wieszaki w szafie i nie robi się bałagan. Drugi protip że nic nie może mieć miejca na wierzchu czy na podlodze. Wtedy raz w tygodniu wystarczy przetrzeć podłogę i meble i jest czysto cały czas. Oczywiście aby to osiągnąć, trzeba się pozbyć rzeczy zbędnych. Ale na pewno warto.

Tak mam ochotę zrobić jak wstaję o 4 żeby na 6 zacząć pracę
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia