Idziesz do byle jakiego sklepu typu Rema 1000 czy Extra, podchodzisz do automatu i wrzucasz tam opakowania - maszyna uruchamia się po włożeniu pierwszej puszki.
Po skończeniu wrzucania naciskasz jeden guzik i wychodzi kwit. Następnie robisz w sklepie zakupy, dajesz w kasie kwit z maszyny i kasjer odlicza od rachunku odpowiednią kwotę. Cały proces jest banalnie prosty, łatwo dostępny i perfekcyjnie zorganizowany. Efekt jest taki, że wchodząc do sklepu z torbą na przykład 30 butelek możesz wyjść tak jak ja ostatnio z kilem jabłek, kilem pomarańczy i ananasem. Fajny układ, co? Pozostałe efekty: w miejscach, gdzie ludzie lubią się relaksować z piwkiem czy wypić napój z plastiku często stawiają te opakowania obok koszów. Dzięki temu osoby potrzebujące mogą sobie to z łatwością zebrać i bez problemu wymienić na zakupy w sklepie. Jak gdzieś przy drodze rano leży jakaś puszka czy butelka to wieczorem już nie leży - na 100% ktoś ją zabierze. Nie ma sytuacji, że przy drodze będzie jakaś wyblakła puszka. Nie zdąży, zanim ktoś ją spienięży. Powiedzmy, że najtańszy chleb kosztuje 8 koron - gdy nie masz na chleb, wystarczy że przejdziesz się po mieście i znajdziesz 4 butelki po coli i już masz na chleb.
Z tego co gdzieś czytałam, procent nieodzyskanych opakowań w tym systemie jest jednocyfrowy - czyli ponad 90 procent opakowań trafia do recyklingu. Z tego, co widziałam, niektórzy wykorzystują te butelki do noszenia w nich kranówki. Zawsze lepsze to, niż kupowanie butelkowanej wody, jednak osobiście nie polecam - przerzuciłam się na picie kranówy albo ze szklanej butelki albo w lato z metalowej butelki termicznej, dzięki czemu nawet w najgorszy upał mam chłodną wodę. Nie pijcie z plastiku, ale to temat na osobny wpis.
Także Polsko, ucz się od zachodu recyklingu! Jak przyjechałam do Polski i zobaczyłam rowy pełne śmieci, kosze, z których wysypują się puszki i butelki to serce się kraje. System jest wymyślony i działa, wystarczy go tylko wprowadzić. Trzymam kciuki, żeby Polsce też się to udało.