niedziela, 30 czerwca 2019

Czerwcowe wycieczki - zdjęcia

 Czerwiec obfitował u mnie w pracę i wycieczki, dlatego było tak mało postów. Zapraszam do oglądania przepięknych widoków. Korzystam z lata i chcę dobrze wykorzystać czas, jaki mam. No bo to lato już się nigdy nie powtórzy. Nie wiadomo, jakie będzie następne, czy nadal będę tu, czy gdzie indziej. Dlatego nie odkładam żadnych planów na później, realizuję od razu to, co mi przychodzi do głowy. Kto wie, co mi strzeli do głowy za rok? Zamknęłam jedne drzwi i widzę, jak otwierają się przede mną inne.
Dziękuję serdecznie za wsparcie, miłe słowa i wszelkie komentarze. To dla mnie mega cenne.
Ściskam mocno i trzymajcie się!

Najdłuższa trasa, jaką do tej pory zrobiłam - z Urliken na Fløyen. Od godziny 13 do 21, ale zdecydowanie widoki były warte zrobienia tylu kilometrów.

Po drodze dużo chatek i jeziorek.

15 czerwca był bardzo upalny - po drodze przerwa na ochlapanie się w wodzie. 
Czy suplementuję witaminy? Tak, na przykład witaminę D jak widać na załączonym obrazku. 100% naturalna.




Wodospad Krigsminne - wielki i imponujący


Po drodze do pracy


Godzina 0:00 22 czerwca. Weź tu śpij człowieku jak jest tak jasno.


Florida - godzina druga w nocy.

Po drodze na Gullfiellet


Czy komuś ten widok wydaje się znajomy?

Czytaj dalej »

sobota, 29 czerwca 2019

FAQ 2 - Czy szukałam pracy w swoim zawodzie?


Zdecydowanie najczęściej zadawanym mi pytaniem jest:
A nie szukałaś pracy w swoim zawodzie?

Osoby, które mnie znają, wiedza doskonale, że jak bym naprawdę chciała, to bym właśnie taka pracę znalazła, czy jako fotograf czy grafik. 
Prawda jest taka, że nie bardzo chce. Często słyszę, że to tak fajnie mieć pracę zgodna z zainteresowaniami, robisz to co lubisz i jeszcze masz za to pieniądze.

Nie zawsze tak jest. Na przykład to, że lubisz sex, nie znaczy, że chcesz zarabiać na życie w ten sposób. Dla mnie tak samo jest z fotografią. Jak pracujesz jako fotograf nie zawsze robisz to, co lubisz. Robisz to, za co ktoś chce ci zapłacić. Mimo, że czasem nie masz natchnienia. Mimo, że ktoś chce ci zapłacić za coś, czego kompletnie nie masz ochoty robić, coś, co jest niezgodne z twoim gustem czy przekonaniami. Doprowadza to do stresu, a stres często prowadzi do nadużywania różnych rzeczy, od kawy po narkotyki. Że już nie wspomnę o tym, że jak cały czas pracujesz przy komputerze czy aparacie, to w wolnych chwilach już nie masz ochoty tego robić.

Zacytuję przyjaciółkę, która jedzie na tym samym wózku, bo razem ze mną studiowała: "Wbrew pozorom to nie jest dla każdego. Jeden będzie się jarał rzeczą do końca życia, a inny potrzebuje ciągłych zmian i praca z pasji sprawi że po kilku latach nie dość ze się wypali, to pasja przestanie być pasją, bo ile można".
Mnie fotografia pociągała od dzieciaka, od pierwszej cyfrówki weszłam w to kompletnie. Jak zaczęłam na tym zarabiać, przestało mi to sprawiać przyjemność. Zamiast robić to, co lubię, szukałam sposobów, jak zadowolić klientów. Robiłam zdjęcia taśmowo, później bez piwka to już mi nawet obróbka nie szła... Doszło do tego, że na zdjęcia tak sama z siebie, wychodziłam najwyżej kilka razy na rok...
Jest też jeszcze jedna bardzo ważna kwestia, o której mówił genialny  przedsiębiorca Kamil Cebulski. To, że jesteś w czymś dobry, nie znaczy że będziesz dobry w prowadzeniu firmy zajmującej się tym czymś. Jeśli praca jest twoją pasją to robisz to, co i tak byś robił, nawet, gdyby ci nie płacili. Przez to nie masz takiego ciśnienia, żeby robić na tym duże pieniądze. Człowiek jest bardziej podatny na negocjacje, nie ceni się, czy robi coś za pół darmo po znajomości. Jak idziesz szorować kible, to interesuje cię głównie stawka. Nie pójdziesz sprzątać dlatego, że masz pasję czyszczenia kibli i będziesz mieć do portfolio, albo że znajomy cię poprosił, żeby zrobić po znajomości.
Poza tym tego pytania chyba nigdy nie zadała mi osoba, która sama zarabia na życie swoją pasją...

A co do grafiki - w pewnym momencie swojego życia myślałam, że studiowanie grafiki otworzy mi drzwi do kariery, dużych pieniędzy, super pracy. Po skończeniu studiów i odbyciu stażu w grafice stwierdziłam, że to jednak nie jest dla mnie. Ogrom wiedzy, jaką trzeba co chwila aktualizować, praca w stresie, pod presją czasu. Czasem lubię stworzyć jakiś obrazek, np. moje logo. Jestem z niego dumna. Wizja tego logo była w mojej głowie od początku studiów. Jednak dopracowanie w najdrobniejszych szczegółach zajęło mi bardzo dużo czasu. Zdecydowanie za dużo czasu i energii, żeby to powtarzać na pełen etat. Nie wiem, czy ktoś chciałby mi płacić pieniądze, jakie by mnie satysfakcjonowały za to, ile serca wkładam w tworzenie grafiki czy fotografii.

Ogarnięcie bloga pod względem graficznym też zajęło mi bardzo dużo czasu - ale wreszcie mam efekt, który mnie zadowala. Proszę napiszcie w komentarzu, co sądzicie o moim logo i szacie graficznej bloga - albo cokolwiek, chcę sprawdzić, czy działa dodawanie komentarzy przez osoby nie zalogowane. Ewentualnie chętnie wysłucham krytyki i uwag i może jeszcze coś udoskonalę, przecież nie robię tego dla siebie.


Dziękuję serdecznie za ogrom wsparcia i miłych rzeczy, jakie mi piszecie. Nie spodziewałam się tak miłego odbioru. Życie jest pełne niespodzianek. Ściskam serdecznie najmocniej jak potrafię, buziaki!
Czytaj dalej »

czwartek, 20 czerwca 2019

Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo

Coraz częściej zauważam, że mnóstwo ludzi wszystko przelicza na pieniądze. Godzinę życia na stawkę godzinową, a stawkę godzinową na przedmioty, jakie można kupić. Tak, jakby wszystko kreciło się wokół pieniędzy. Ciągle słyszę pytania, ile zarabiam, ile płacę czynszu, ile kosztuje życie, itd, tak, jakby to miało jakieś znaczenie. Jakby odpowiedź na te pytania dała komuś obraz tego, jak wygląda moje życie. Gdybym podała te kwoty, oraz wartość pieniężną rzeczy, jakie zgromadziłam w życiu, wiele osób mogłoby mnie uznać za bardzo biedną...

Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo.


Świeże powietrze, góry, jeziora, morza, słońce, przyjaciele. Pomoc i wsparcie od najbliższych. Krystalicznie czysta, zimna woda w górskim strumieniu.



Gdy przeglądałam, bardzo pobieżnie, atrakcje turystyczne w Bergen przed pierwszą wizytą tutaj, większość źródeł, na jakie trafiłam, mówiły o rzeczach komercyjnych. Typu - jak jesteś w Bergen to musisz wjechać kolejką na Fløyen albo Urliken, odwiedzić targ rybny, przejść się ulicą ze sklepami z pamiątkami czy knajpami. Oczywiście to olałam. Teraz jak tu jestem to chętnie zwiedzam wszystko dookoła - i wcale nie muszę na to wydawać pieniędzy. Do większości pięknych miejsc mogę dojść na piechotę.

Bardzo niedoceniana jest wioska Åsane - nie trafiłam jakoś nigdzie na wzmianki, że warto ją odwiedzić.  (nie żebym jakoś mocno szukała szczerze mówiąc) Ale pomyślałam, że skoro to Norwegia, to na pewno jest tam ładnie. A skoro można tam dojechać z Bergen darmowym autobusem, który dowozi ludzi na zakupy do Ikei, postanowiłam się o tym przekonać na własne oczy. Na zdjęciach poniżej widzicie malutki wycinek tego, co można zobaczyć na tamtejszym szlaku górskim, który jest tak mało wydeptany, że zgubiłam ścieżkę.










Ludzie zafiksowali się w przekonaniu, że żeby żyć dostatnio, trzeba posiadać dużo rzeczy. Im więcej się posiada, tym ma się większe poczucie bezpieczeństwa i wyższy status społeczny. Obnosimy się z drogimi rzeczami, żeby pokazać innym, że mnie stać, że jestem na tyle ogarnięty, żeby na to zapracować, że mogę sobie pozwolić na to, że dzięki temu jestem fajny.
Oraz że żeby podróżować, trzeba mieć mnóstwo pieniędzy.

Tymczasem często jest tak, że otaczamy się masą niepotrzebnych rzeczy. Że gromadzimy rzeczy, przywiązujemy się do nich i nawet nie zauważamy, kiedy stają się kulą u nogi. Złudne poczucie bezpieczeństwa, jakie daje nam posiadanie domu, samochodu, roweru, ubrań, zegarka, laptopa, smartfona w rzeczywistości sprawia, że definiujemy siebie przez rzeczy. Że napada nas dziwny niepokój na myśl, że moglibyśmy to stracić, i nawet nie chcemy o tym myśleć. Tak, jakby bez tego nie było nas. Czy rzeczywiście nasza rola na świecie ogranicza się do zdobycia statusu materialnego, zgromadzenia majątku, posiadania coraz lepszej pracy, zarabiania pieniędzy?

Dziś w kąciku muzycznym polecam posłuchać Zostać Mistrzem oczywiście mojego ukochanego zespołu Wilki.

Uważam, ze żyjemy w cudownych czasach, kiedy nie trzeba posiadać, żeby z czegoś korzystać. Na przykład nie trzeba posiadać własnego mieszkania, żeby mieszkać, nie trzeba posiadać roweru, żeby jeździć rowerem, nie trzeba posiadać samochodu, żeby jeździć samochodem, nie trzeba posiadać aparatu, żeby robić zdjęcia. Można wynająć mieszkanie, można wypożyczyć rower, w Warszawie nawet bezpłatnie. Można jeździć taksówką lub transportem publicznym. Można za każdym razem, kiedy chcesz robić zdjęcia wypożyczyć aparat z wypożyczalni. Ja wiem, że lepiej się opłaca kupić swój samochód, niż jeździć taksówką, że lepiej się opłaca wziąć kredyt i spłacać mieszkanie niż je wynajmować. Jeśli przeliczamy wszystko na pieniądze. Ale jak już mówiłam, są rzeczy darmowe, bezcenne i niedoceniane. Myślę, że najbardziej cenną a niedocenianą rzeczą przez ludzi jest święty spokój. Bo jak przeliczyć na pieniądze fakt, że nie masz żadnych długów u nikogo? Że jesteś człowiekiem prawdziwie wolnym? Że nie musisz zapi*ć jak dziki osioł, bo jak tylko stracisz pracę to nie będziesz mógł spłacić raty za mieszkanie, za samochód, za studia, momentalnie popadniesz w długi, zabiorą ci to mieszkanie, na które zapi*sz latami. Ile masz przez to wszystko stresu? Ile przypłaciłeś zdrowiem ten stres?

Nie odpowiadaj mi na to pytanie - odpowiedz sobie w sercu. Nie dla każdego podążanie taką drogą jak moja będzie dobre. Ale warto wiedzieć, że masz wybór. Nie daj sobie wmówić, że coś musisz - że musisz mieć kredyt, że musisz mieć mieszkanie. Zastanów się, czego naprawdę chcesz. Wycisz się i poszukaj odpowiedzi w swoim sercu. Tak naprawdę naprawdę głęboko w duszy jest odpowiedź - usłysz ją. I nie odpowiadaj mi więcej, że cokolwiek musisz.


Jeżdżę rowerem, choć nie mam roweru. Ale mam przyjaciela, który ma rower i go nie używa. Nie tylko pieniądze dają możliwości. Zwiedzam Norwegię, choć nie wydaję pieniędzy.


Czytaj dalej »

wtorek, 18 czerwca 2019

Białe noce - jak zmienia się postrzeganie świata na wyjeździe


Port w Bergen, godzina druga w nocy, zdjęcie bez obróbki


To niesamowite, że lecąc tylko półtorej godziny od domu trafiasz do zupełnie innego świata. Słyszysz w telewizji czy internecie o białych nocach, ale doświadczenie tego na miejscu to zupełnie inna bajka. Mieszając całe życie w Polsce myślisz, że tak właśnie jest normalnie, tak wygląda świat. Jedziesz do Norwegii i każdego wieczora przekonujesz się, jak silnie masz wryte w mózg przekonanie, że póki jest jasno, to jest wcześnie. Trzeba włożyć wysiłek, żeby przekonać ciało i umysł - jak chcesz się wyspać na 7 do pracy to musisz się położyć spać, chociaż do zachodu słońca jeszcze dwie godziny. Bardzo chciałam sfotografować to nieznane mi wcześniej zjawisko, jakim jest jasna noc. Dlatego właśnie wczoraj spacerowałam po mieście od godziny 23 do 2. Podczas takiego spokojnego spaceru prawie pustym miastem przyszło mi do głowy sporo różnych rozmyśleń. (Polecam posłuchać Atlantyda łez)


Wyruszyłam z domu na fotografowanie białych nocy o 22.30



Jedyna lustrzanka jaką zabrałam ze sobą to ten stary Canon, w środku klisza kolorowa o czułości 400, ciekawe co z tego wyjdzie. Jedyna pełnoklatkowa lustrzanka na jaką mogę sobie pozwolić ;)
O tym, jak bardzo przywiązujemy się do swoich przyzwyczajeń. I jak bardzo dajemy sobie wmówić różne rzeczy, zamiast samemu coś przemyśleć.
Zmiana klimatu, powietrza, krajobrazu, godzin zachodu i wschodu słońca była dla mnie dużą zmianą, ale zdecydowanie większa zmiana zaszła w moim myśleniu od przyjazdu. Nie zdawałam sobie sprawy, pod jakim permanentnym stresem byłam cały czas, dopóki nie odpoczęłam. Życie w Warszawie było dla mnie ciągłą gonitwą. Za czym? Sama nie wiem, ale jakoś to miasto wpływa na ludzi, że na nic się nie ma czasu. Dni mijają szybko, od weekendu do weekendu, od urlopu do urlopu.


Ta puchata piękność jak zobaczyła, że chcę jej zrobić zdjęcie, od razu do mnie przybiegła, by ją głaskać. Zdjęcie zrobione około pierwszej w nocy, na full automacie. 

Do Warszawy wyprowadziłam się nie dlatego, że jakoś mocno chciałam. Dałam sobie wmówić, że to tam są super uczelnie i dobrze płatne prace, a jak już zrobię karierę i będę trzepać gruby hajs, to będę super szczęśliwym człowiekiem. Osiągnę sukces, będę podziwiana i szanowana.
Jesteśmy tresowani od dziecka. Najpierw wmawia się nam, że musimy być grzeczni i słuchać rodziców, później nauczycieli. Nie wolno zadawać niewygodnych pytań, kwestionować wiedzy z podręczników, żyć po swojemu, trzeba się wpasowywać w klucz. Bardzo chciałam być grzecznym dzieckiem, choć nie zawsze mi to wychodziło. Jak tylko skończysz szkołę, musisz iść na studia, bo tylko wykształcenie zapewni ci sukces w życiu, później musisz znaleźć pracę, najlepiej, żeby zarabiać jak najwięcej pieniędzy, bo wtedy możesz kupować dużo rzeczy. A jak jesteś kobietą to jeszcze musisz znaleźć sobie dobrego męża, pracowitego, zaradnego, męskiego, zarabiającego dużo pieniędzy. Dopóki kogoś sobie nie znajdziesz, będziesz wysłuchiwać pytań o to, czy masz chłopaka, narzeczonego. Jak już znajdziesz, to wysłuchujesz - kiedy ślub. Bo przecież musisz wziąć ślub. I musi być wesele z białą suknią i orkiestrą. A następnie musisz mieć dzieci. Ale oczywiście zaraz po macierzyńskim wracasz do pracy by trzepać hajs, a dzieci zostawiasz w żłobku, przedszkolu i szkole, by system mógł je odpowiednio ukształtować. I jeszcze do tego daliśmy sobie wmówić, że to przywilej. Że kobieta może pracować, żeby zarabiać dużo kasy, realizować się, robić karierę.





Świat jest dużo bardziej skomplikowany. Tak samo, jak nie wszędzie po zachodzie słońca jest ciemno, tak nie każdy człowiek musi być taki sam i robić to samo.








Zostawiając wszystko daleko i patrząc z dystansu doszłam do wniosku - nic nie muszę.
Ludzie często mówią - muszę pracować, muszę tu mieszkać, muszę być z tą osobą, muszę jeść mięso, muszę pić, muszę zapalić. Gówno prawda. Nic nie musisz. Wszystko co robisz, to twój własny wybór. Jeśli tylko chcesz, możesz żyć inaczej. Możesz wszystko zmienić.



Czytaj dalej »

czwartek, 13 czerwca 2019

Nie opłaca się jeździć na gapę w Norwegii



Trzynastego wszystko zdarzyć się może...  Ostatnio jechałam na rozmowę o pracę w nowej firmie i udało się załapać na coś w miarę stałego na okres wakacji. Na rozmowę musiałam jechać spory kawałek od domu. Oczywiście kupiłam bilet przez aplikację i dobrze, bo po drodze była kontrola biletów.
Po pozytywnej rozmowie poszłam na przystanek i zobaczyłam, ze właśnie nadjeżdża pasujący autobus. Wbiegłam co sił w nogach w ostatniej chwili - nie wiem, po co się tak śpieszyłam. W autobusie zauważyłam, że bilet z rana stracił ważność. Bilety jednorazowe na komunikację miejska kosztują ok 17zł i są ważne 90 minut. Od razu chciałam kupić przez aplikację, ale okazało się, że karta płatnicza, którą mam wstukaną do aplikacji jest pusta. Musiałam szybko ja doładować lub zmienić. Niestety nie udało mi się tego zrobić w porę, bo na następnym przystanku ekipa 5 kanarów, chyba nawet ta sama co wcześniej wkroczyła do akcji. Widać ich z daleka, od stóp do głów w czarnym mundurze i ciężkich buciorach, co wyraźnie kontrastuje z delikatnymi młodymi buźkami dziewczyn i chłopaków. Jeden z przystojniaków podchodzi do mnie, widzi jak bezskutecznie mocuję się z aplikacją. Mówi mi, że niestety teraz to już za późno. Teraz to on musi mi wypisać kwit. Prosi o dokument, adres norweski i numer telefonu. Daję dowód osobisty i podaję polski numer. Tłumaczę mu po angielsku jaka sytuacja. Chłopak na oko z 25 lat, przemiłym głosem mówi mi, ze mnie rozumie, ale kwit musi wypisać. Ale żebym się nie przejmowała, bo mogę się od mandatu odwoływać mailowo. Spokojnie mi wytłumaczył, że takie sytuacje się zdarzają, i jak opiszę dokładnie to jest duża szansa, że mi umorzą mandat. Żebym była szczera i nie płaciła dopóki nie dostanę odpowiedzi. Oczywiście od razu po powrocie do domu napisałam maila. Dostałam automatyczną odpowiedź, że sprawa jest w toku. Po paru dniach dostałam pocztą list z wezwaniem do zapłaty. Współlokator, który znalazł list w skrzynce powiedział, że nie opłaca się zwlekać bo naliczają wysokie odsetki. Koleżanka powiedziała coś w stylu, że dorwą mnie wszędzie, życie ludzkie nie ma dla nich znaczenia, nie ma sensu uciekać, już jestem martwa. Nie zawiniłam ale znalazłam się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Że zna historię, że spisali czyjeś dane z karty płatniczej i po tym znaleźli.
1150 koron czyli na złotówki jakieś 503 zł. Moje oszczędności topnieją i ostatnie, czego mi potrzeba to takie niespodziewane wydatki. Oczywiście uprzedzam, że nie ma się co martwić, śmierć głodowa mi nie grozi. Mam solidne wsparcie i spory zapas jedzenia, ale potrzebuję pieniędzy chociażby na dojazdy do pracy...
Kolega powiedział fajną rzecz - żebym powiedziała do pieniążków, żeby poszły w świat, pozwiedzały i wróciły - z przyjaciółmi:) i żebym płacąc przekazała im dobrą energię.
Także już chciałam zapłacić, ale okazało się, że dali mi namiary na norweskie konto a ja na swoim koncie w banku norweskim jeszcze nie mam wypłaty. Poszłam więc do centrum obsługi klienta, zapytać, czy mogę zapłacić kartą na miejscu. Powiedzieli, że można zapłacić tylko przez przelew internetowy. To mu tłumaczę, że mam tylko kasę na koncie polskim i żeby mi podał dane do przelewów zagranicznych. Podał mi namiary gdzie mam się skontaktować w celu uzyskania tych danych. Panie! Ja to mam mieć jutro zapłacone bo jak nie to będą odsetki. Pan powiedział, że mi przedłuży termin o miesiąc... No to mi zdecydowanie uratowało tyłek. Zrobiłam sobie przelew na konto norweskie i żeby nie płacić prowizji za przelew wybrałam opcję że pieniądze dojdą za 3 dni - w rzeczywistości doszły za 2 dni.
No i dziś patrzę, że mam kasę na norweskim koncie i już chcę się brać za robienie przelewu a tu mail. Od Skyss! Że przeczytali mój mail, że rozważyli i postanowili mi umorzyć mandat. No dzięki Skyss! Dwa dni po terminie, kiedy powinnam zapłacić, dowiaduję się, że jednak nie muszę płacić. Czyli jednak przystojniak kontroler miał rację, że łaskawie podchodzą do tej kwestii. Zastanawiam się, czy uwierzyli mi na słowo, czy może sprawdzili jakoś że na podanym numerze telefonu jest zarejestrowana aplikacja do biletów na której faktycznie widać, że te bilety kupuję. Tak czy siak czuję, że dostałam szansę od życia.

Nie pisałam dawno bo i nie było się czym chwalić. Wiem, że wśród osób, które mnie czytają są osoby, które przesadnie i niepotrzebnie się o mnie martwią, więc po co miałam pisać, ze dostałam mandat.  Poza tym trochę pracy, cały czas to samo, chodzenie w te same góry. Korzystam z tego wspaniałego letniego czasu, kiedy nie mam za dużo pracy i mogę zwiedzać, a jest co.
Na zakończenie trochę zdjęć z ostatnich wycieczek.
Całuję i ściskam! I tęsknię!


Ładny kotek

To jest fajna rzecz. Na paru mniej popularnych szczytach spotkałam takie skrzynki - w środku jest notesik i długopis. Jak bardzo chcesz zostawić ślad, że tu byłeś, możesz to zrobić w cywilizowany sposób. Nie musisz wyskrobywać inicjałów na drzewie albo na ławce.



Standardowa procedura moczenia nóg w strumeniu podczas wędrówki - orzeźwia, dodaje sił i odpręża.

Widok z Rundemanen

Hytte - fantastyczna sprawa. Zazdroszczę im tych chatek, gdzie można się wspiąć i przenocować sobie w dziczy.


Widok z Damsgårdsfjellet


Podczas mojej wyprawy w okolice Rundemanen dopisywała mi fantastyczna, słoneczna pogoda. Ale nadal nie są to jakieś upały.

Okolice Brushytten. Można pochodzić po fajnym torfowisku. Coś, co w Polsce jest rezerwatem ściśle chronionym tu jest standardowym widokiem.


To zdjęcie wstawiam ze względu na tą fajną chmurę. Widok na centrum Bergen z najbardziej turystycznego szlaku na Fløyen.

Wycieczka w okolice Urliken - przerwa na doładowanie się cukrem z Kvikk Lunsja - dziękuję :-)

W Bergen super jest to, że codziennie mogę sobie chodzić w góry na piechotę od domu. I jest gdzie chodzić. Tu akurat poszliśmy na Urliken i odbiliśmy w prawo. Trasy mało wymagające a widoki przepiękne.


Z fajnych rzeczy też można w ramach biletu komunikacji miejskiej przepłynąć się statkiem na przykład na wyspę Askøy.
Statkiem płynie się szybko i komfortowo. Szkoda, że szyby były tak brudne, że nie zrobiłam podczas rejsu żadnych sensownych zdjęć.

Na Askøy można na przykład udać się na szlak Litlevarden (poziom trudności dzieci i emeryci) i podziwiać Bergen z innej strony

Można też wyciszyć się, wsłuchać w szum morza i śpiew ptaków, polecam. Najlepsze rzeczy w życiu są za darmo.




Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia