sobota, 20 lipca 2019

I want to ride my bicycle, czyli moj sposób na przemieszczanie się po okolicy

Dzięki pracy szybko mi zleciały 2 i pół miesiąca. Załapałam się w firmie sprzątającej na tzw sommervikar. W prostych słowach chodzi o to, że jestem na zastępstwo na lato za osoby, które sobie poszły na urlop.
Super jest to, że mam fantastyczny rower, którym mogę wszędzie jeździć, bo dojazdy są dosyć drogie. 38 koron za jeden przejazd, 780 za miesięczny. Już wiem, czemu w większości ogłoszeń o pracę przy sprzątaniu jest, że wymagane prawo jazdy i samochód - bo w wiele miejsc trzeba dojechać ekstremalnie wcześnie, typu godzina 5-6 rano, a tramwaj i autobusy kursują dopiero od okolic 6.

Mój rower polskiej firmy Romet - przerzutki oraz amortyzator są bardzo przydatne. Moja obecna droga do pracy ma sporo górek, więc czuję wszystkie mięśnie po wycieczce.

Teraz na przykład jeżdżę codziennie na godzinę 6 rano 20 km od domu i niestety jedyny sposób, w jaki mogłabym tam dotrzeć bez roweu to autobus za 115 koron za przejazd! Ogólnie kilka razy mi się zdarzyło tu jeździć transportem publicznym i muszę przyznać, że w porównaniu do Warszawy ta komunikacja to tragedia. Aplikacja mobilna to jakaś porażka, ciężko znaleźć dojazd do danego adresu, nie ma w niej zbyt wielu wskazówek. No cóż jak człowiek przyzwyczaił się do fantastycznej apki jakdojade i transportu w Warszawie, a później  korzysta ze skyssa to tak jakby się przesiadł z nowego mercedesa w trabanta i jeszcze musiał płacić 3 - 5 razy tyle. Tym bardziej doceniam rower -  wyjeżdżam z domu o 4.30 i przez drogę podziwiam wschód słońca. Ulice puste, można mknąć jak po autostradzie.


Przepiękny wschód słońca podczas drogi do pracy. Niestety nie miałam wtedy nawet aparatu ze sobą wiec zdjęcie tylko z komórki - słabo widać, że chmury były poniżej szczytów gór i pięknie się załamywały promienie słoneczne w nich.

Soczysta zieleń, bujne kwiaty, delikatna mgła, po łące biegają sarny i jelenie, przy drodze jeże... Dla mnie rewelacja.

W większość miejsc są bardzo fajne ścieżki rowerowe - wyglądają jak w Polsce wiejskie drogi, wąska asfaltówka dla rowerów i pieszych, ewentualnie deskorolki i nartorolki, łyżworolek tu nie spotkałam. Super jest to, że na ścieżkach właściwie nie ma dużego ruchu, można bardzo komfortowo jeździć. Są bardzo dobrze oznaczone i bez problemu można jeździć bez nawigacji. Bo niestety googlowska nawigacja nie jest tu rewelacyjna i lepiej polegać na tych strzałkach na drodze niż na googlach. Kocham to, że rowerzysta w większości przypadków jest traktowany jak pieszy - to znaczy że można z pełną prędkością przejeżdżać przez przejścia dla pieszych i większość pojazdów hamuje z daleka, żeby cię przepuścić. Po prostu te drogi są wspólne dla rowerów i pieszych, a jak się krzyżują z drogą samochodową to są tylko pasy - oczywiście wszyscy rowerzyści przejeżdżają przez nie, najczęściej nawet nie zwalniając. Czasem jak się zjeżdża z górki to ma znaczenie - nie chce człowiek ostro hamowac jak się rozpędzi. Nikt raczej cię nie strąbi za to, jak to mi się zazwyczaj zdarzało w Warszawie. Dlatego w Warszawie jeździłam w słuchawkach na uszach żeby nie słyszeć tych nerwowych bluzgów i nie zwracać uwagi na pieniaczy, którym nie podoba się jak jeżdżę. Kolejny dowód na to, że ten kraj bardziej do mnie pasuje. Czasem przy drodze nawet jak nie ma pasów człowiek się zatrzyma na przykład żeby sprawdzić coś na telefonie czy odpocząć, to się zatrzymują, żeby cie przepuścić na drugą stronę. I wtedy mi głupio, że ktoś przeze mnie hamuje.

Fajna droga do pracy co? Po drodze można spotkać jeże, maliny, pieszych, nartorolki, puszki i butelki z kaucją...
Po tygodniu jeżdżenia do pracy rowerem i robienia 40 do 60 km dziennie czuję się świetnie. Waga bez zmian od wyjazdu, natomiast myślę, że mam więcej mięśni niż tłuszczu. Rano nie mam czegoś takiego, że mi się nie chce jechać. Czasem nie chce mi się wstać, ale nie zastanawiam się nad tym, bo wiem, że po prostu nie mam innego wyjścia. Wstaję, biorę manatki i jadę. Jak zwykle mam szczęście, póki co mam ładną pogodę. Ostatnio jak wróciłam z pracy to zaczęła się ulewa i trwała do następnego dnia - jak wstałam padało, jak jechałam już nie. W chwili, kiedy to piszę, jest weekend - nic sobie nie zaplanowałam oprócz odpoczynku i siedzenia w domu, więc nie przeszkadza mi to, że pada. Pamiętajmy, że deszcz to część tutejszego uroku - to dzięki ciągłym opadom jest tu tak piękna, bujna zieleń. Dlatego liczę się z tym, że jak będę jechać, może padać. Ale jak mówią Norwedzy (podobno, jeszcze nie słyszałam, żeby jakiś Norweg tak mówił, może dlatego, że gadam głównie z Polakami i jednym Norwegiem) "nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania".


Pudełko malin 250 gram za 39 koron, po drodze za darmo.
Jak wyjadę bez śniadania, czyli przeważnie, bo o 3.30 nie chce się jeszcze jeść, to mogę coś przekąsić po drodze.
Kiedy wstawałam rano padał deszcz, kiedy jechałam do pracy już nie. Ale pogoda po deszczu też ma swój urok - zwłaszcza, jak się chce sfotografować cmentarz.

Bardzo chciałam wam pokazać zdjęcia cmentarza w Norwegii - uważam, że to bardzo fajny kompromis pomiędzy tym, co jest w Polsce i w USA. Równiutko skoszona trawka, małe płyty nagrobkowe, ale każda inna, nie wszystkie takie same płytki w ziemii.
Na grobie kępka kwiatków zamiast sterty wieńców z plastiku, pięciuset plastikowych zniczy i innego badziewia - co sądzicie o tym?

Czasem mam tak, że jedno miejsce posprzątam do 13 a drugie mogę sprzątać dopiero po 16 i nie opłaca mi się wracać do domu, więc jadę sobie popływać i się zrelaksować nad wodę. Powiem szczerze, że pierwszą połowę miesiąca pracowałam 15 minut drogi rowerem od domu i nie powiem, że byłam po pracy mniej zmęczona niż teraz, jak jeżdżę półtorej godziny. Wręcz przeciwnie - myślę, że mięśnie się przyzwyczajają do wysiłku i po jakimś czasie już je to nie męczy.
Przerwa w pracy - kąpiel przy pałacu króla. W słoneczne dni wszyscy Norwegowie wylegają na słońce, opalają się, ale nie często się kąpią - tropikalnych upałów nie ma, w wodzie pluskają się głównie dzieci. W deszczowe i pochmurne dni, nawet jak jest ciepło, nad wodą jest pusto.


Kto dotrwał do końca wpisu, niech napisze w komentarzu kiedy i gdzie jest - dziękuję! Jak zwykle ściskam mocno i serdecznie, teraz wirtualnie, niedługo niektórych osobiście :*

2 komentarze:

  1. Ja dotrwałam do końca ��. Nie było trudno, bo bardzo ciekawie opowiadasz. Tak tylko myślę jak będziesz jeździła do pracy w zimie, a ta już za pasem. Dziękuję za cudne zdjęcia. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nad tym nie zastanawiam, bo wszystko uklada sie pomyslnie w swoim czasie. Wiec do zimy jeszcze troche czasu, zmienię lokum a może miejsce pracy sie zmieni, nie wiem.

      Usuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia