Minął tydzień od mojego przylotu. Nie licząc pieniędzy
za mieszkanie i przyjazd z lotniska, wydałam około 90 koron co daje na
polskie jakieś 40zł.
Ostatnio ktoś zapytał mnie, po co mi
były studia. Długo się zastanawiałam,po jaką cholerę wydałam tyle kasy
na szkołę, skoro nie mam żadnego pożytku z tego, że mam wyższe
wykształcenie. Teraz już wiem - studia nauczyły mnie dwóch kluczowych
umiejętności życiowych - mianowicie pracowitości oraz oszczędności. I
będąc pewna siebie w tych dwóch cechach było mi łatwo zdecydować sie na wyjazd.
Pamiętam jak poszłam na studia
wiedziałam, że muszę pracować, bo jak nie, to nie będę miała na czesne.
To była silna motywacja. Wtedy też w pewnym sensie zaryzykowałam. Jak
szłam na studia, to jeszcze nie miałam pracy, której mogłabym opłacić
studia i sie utrzymać. Zaryzykowałam i zapisałam się do szkoły.
Oczywiście jak Bóg zobaczył, że zależy mi na tej szkole to zesłał mi
pracę, dzięki której mogłam się utrzymać. Praca była ciężka,
wyczerpującą psychicznie. Ale wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na
rzucenie jej i czekanie, aż znajdę nowa. Musiałam pracować
nieprzerwanie. Bywało, że z finansami było ciężko i trzeba było przeżyć
na parędziesiąt złotych 2 tygodnie. I wiedziałam, że da się.
Spakowałam na wyjazd pół walizki zapasów typu płatki zbożowe , słonecznik, siemię lniane,
kasza, ryż, orzechy, przyprawy, herbaty, żeby mieć swoje ulubione i nie
musieć tu szukać i płacić parokrotnie więcej.
Jak
się wprowadziłam to się okazało, że w szafce po powszednim lokatorze
zostało jeszcze sporo zapasów typu makaron, kawa inka, kasza, które chętnie przygarnęłam. Mój pierwszy tydzień pod względem jedzeniowym
wyglądał następująco.
Rano wsypuje do miski: mieszanka płatków owsianych, żytnich i innych 6 corn (6 koron), garstka orzechów laskowych, garstka orzechów arachidowych, siemię lniane, do tego jabłko czy banan i zalewam wrzątkiem. Do tego kubek darowanej inki i takie śniadanie daje energię na pół dnia.
Takie śniadanie jest nie tylko tanie i sycące, ale też jest bogate w błonnik, białko, witaminy i inne takie rzeczy. Przygotowuje się to chwilę, a składniki można kupić w dużych ilościach i długo przechowywać, bez obawy, że się popsuja.
Rano wsypuje do miski: mieszanka płatków owsianych, żytnich i innych 6 corn (6 koron), garstka orzechów laskowych, garstka orzechów arachidowych, siemię lniane, do tego jabłko czy banan i zalewam wrzątkiem. Do tego kubek darowanej inki i takie śniadanie daje energię na pół dnia.
Takie śniadanie jest nie tylko tanie i sycące, ale też jest bogate w błonnik, białko, witaminy i inne takie rzeczy. Przygotowuje się to chwilę, a składniki można kupić w dużych ilościach i długo przechowywać, bez obawy, że się popsuja.
Na
obiad moja ulubiona opcja to mieszanka kaszowa - dzięki przyprawom i
dodatkom można codziennie stworzyć coś o nieco innym smaku.
Do
szklanki wsypuje to na co mam ochotę, czyli trochę kaszy gryczanej,
trochę ryżu, trochę kaszy quinoa lub innych kasz, trochę soczewicy, i
jak mam już cały kubek wsypuje do gara. Zalewam 3 szklankami wrzątku i
gotuję, aż będzie miękkie i wchłonie wodę, często mieszając. (Zdarza mi się tez zapomnieć o mieszaniu i wtedy kasza biała staje się kaszą
palona) Do tego można dodać warzywa, koncentrat pomidorowy, cebulę,
pieczarki, co kto lubi. Szybkie, łatwe, tanie, i oczywiście dostarcza
węglowodany, białko, błonnik i witaminy. Do tego oczywiście dużo ostrych
przypraw.
Na drugi dzień taka kiśta (moi rodzice tak mówili na posiłki o takiej konsystencji) może posłużyć jako sos do spaghetti |
Inna opcja to pomidorówka z darowanego makaronu, piramidki smaku z lidla i superwydajnego koncentratu pomidorowego od Turka.
Dobrze, że mi podpowiedzieli, gdzie mam robić zakupy.
Jest
tu jeden sklep, gdzie można kupić dużo polskich produktów a ogólnie
jest sporo taniej niż w norweskich sieciówkach typu Rema czy Kiwi.
Nazywa się Mango, ale wszyscy mówią "u Turka". Np jabłka czy banany
zamiast 29 koron są po 15, cukinia po 17 koron itd. Ceny do zniesienia
nawet jak na moje polskie oszczędności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz