Jak w moim przypadku wyglądało szukanie pracy w Norwegii? Od kiedy
zaczęłam myśleć o wyjeździe, zaczęłam rozglądać się za pracą na polskich
portalach. Jest ich całkiem sporo, i jest tam też sporo ofert, ale
wysyłanie cv siedząc w Polsce nie przynosiło żadnego rezultatu. Może
problem tkwił w cv, może w tym, że jeszcze nie byłam tam. Słyszałam rożne historie o ludziach, którzy załatwiali prace z Polski, mieli
jechać i miała być praca, a okazywały się różne rzeczy. Trafiłam kiedyś
na filmik na yt chłopaka, który pojechał do Norwegii do znajomego, od
razu kupił kartę sim z norweskim numerem, wpisał go do cv, wydrukował
100 sztuk za darmo w urzędzie pracy, poszedł w miasto i roznosił po
wszystkich hotelach i barach. W ten sposób znalazł prace po 40 minutach.
Od razu miał telefon, poszedł i z marszu zaczął pracę jako chyba kelner.
Postanowiłam wypróbować taką strategię. Youtuber mówił, że z pozytywnym
nastawieniem znajdzie się pracę bardzo szybko. I że norweski numer
telefonu to postawa, że nikt nie chce dzwonić na zagraniczny. Po
wydrukowaniu na początek 20 sztuk i rozniesieniu części z nich dopatrzyłam się, ze wydrukowałam roboczą wersję, bez norweskiego adresu i
z polskim numerem telefonu. Jak można się łatwo domyślić, nie miałam
dużego odzewu. Mój znajomy zapoznał mnie ze swoim znajomym też Polakiem,
a tamten podał mi kilka kontaktów, do których mam wysłać swoje cv albo
zadzwonić. Także moi nowi znajomi bardzo się zaangażowali w pomoc w
znalezieniu mi pracy. I bardzo mnie wspierali, mówiąc, że na pewno
znajdę coś. W mojej sytuacji wiedziałam, że nie mogę wybrzydzać w
ofertach, ze słabą znajomością norweskiego, bez żadnego doświadczenia w
Norwegii oraz bez numeru personalnego. Dlatego wykorzystałam wszystkie
szanse. Poszłam do navu czyli ichniejszego urzędu pracy, może tam coś mają, albo
albo chociaż podpowiedzą. Gdy podeszłam do okienka, zapytałam, czy może
jest ktoś kto mówi po polsku. Mila pani odpowiedziała, że możemy
rozmawiać po polsku. Zapytała, jakiego rodzaju pracy szukam, dała
namiary do agencji pośrednictwa, i poinformowała dokładnie jakie
procedury muszę jeszcze wypełnić, żeby być pełnoprawnym imigrantem. No i
ostrzegła, ze w mojej sytuacji, bez języka, będąc dziewczyną, nie
będzie łatwo. Że muszę się uzbroić w dużo cierpliwości. Byłam już trochę załamana brakiem odpowiedzi z żadnej strony, i postanowiłam odpocząć. Posiedziałam w domu przy laptopie, pouczyłam się języka, porozwiązywałam ćwiczenia. Wieczorem poszłam na morsowanko i chłopaki
pytali jak tam mi idzie poszukiwanie, czy ktoś już się odezwał. Mówię,
że dobrze i że jak przyjdzie czas, to praca się pojawi. Doszłam do
wniosku, że przy mojej obecnej sytuacji nawet jeśli do końca miesiąca
bym nic nie znalazła, dam radę. Żyje bardzo oszczędnie, mam spore zapasy
jedzenia, a i oszczędności na koncie jeszcze są. Wyluzowałam i
stwierdziłam, jest bardzo dobrze, dokładnie tak, jak powinno być. Bóg na
pewno się mną opiekuje, widocznie uznał, ze mały odpoczynek mi się
przyda. Nawet już sobie zaczęłam planować parę wycieczek w góry zanim zacznę pracę - znając życie, jak już się wpadnie w kołowrotek pracy to będzie ciężej się wyrwać. Oczywiście ziomeczki już mi sporo pomysłów
podrzucili - wiem, że nudzić się nie będę. Narazie pomysłów na spędzanie
czasu mam więcej niż
czasu :-) z każdym dniem cieszę się coraz
bardziej, że przyjechałam.
Trzymam kciuki Kochana.
OdpowiedzUsuń