sobota, 11 kwietnia 2020

Analiza konsekwencji

W moim ostatnim wpisie poruszyłam temat jednej z moich ulubionych książek, Rok 1984, wyjątkowo na czasie teraz. Jednak książka ta walczy o czołowe miejsce na mojej liście top of the top ulubionych książek z kilkoma innymi. Dziś chciałam powiedzieć o dwóch książkach z czołówki, które na pozór kompletnie różne, łączy pewna cecha charakterystyczna głównego bohatera. Zarówno główny bohater książki Hrabia Monte Christo, czyli Edmund Dantes, jak Lisbeth Salander z trylogii Millenium zrobili na mnie ogromne wrażenie tym, jak bardzo potrafili opanować swoje emocje i kierować się chłodną kalkulacją zamiast pierwszym, gwałtownym odruchem.
Kto nie przeczytał polecam serdecznie. Obie książki przeczytałam kilka razy. O ile do Hrabiego chętnie bym wróciła, tak Millenium obecnie jest zbyt brutalna, gdyż stałam się na to dużo bardziej wrażliwa. W fabularnej rzeczywistości przejaskrawione warunki stały się tłem, na którym opanowanie bohaterów mogło być mocno wyodrębnione i podkreślone.
Świetne książki do czytania, gdy myślisz, że jesteś w sytuacji beznadziejnej i uważasz, że masz ostro przejebane. Bo gdy poczytasz sobie jak bardzo po dupie od życia dostali wyżej wymienieni bohaterowie od razu widzisz, że można mieć dużo gorzej i że nie masz tak źle. Ale nie chodzi o to, by pocieszać się, że inni mają gorzej. Z resztą to i tak postacie fikcyjne, choć niesamowicie realistycznie nakreślone. Chodzi o to, jak bohaterowie potrafili swoje przejebane przekuć w złoto, jak czerpali siłę z nieszczęść, jakie ich spotkały.
Lisbeth Salander bardzo wcześnie nauczyła się, że działanie pod wpływem emocji się nie opłaca. Po mistrzowsku panowała nad okazywaniem wszelkich emocji, niezależnie, czy były smutne czy wesołe. Zanim podjęła jakąkolwiek decyzje, niczym wprawna szachistka obmyślała kilka ruchów do przodu. Kluczowe zdanie - analiza konsekwencji. Potrafiła poświęcić bardzo dużo, gdy była przekonana, że dzięki temu zyska zdecydowanie więcej. Jak dużo - o wiedzą osoby, które przeczytały książkę. Dla mnie niektóre fragmenty są tak drastyczne, że ich opisy pomijałam przy kolejnym odświeżaniu sobie historii.
Dantes na początku był bardzo emocjonalnym młodzieńcem. Dopiero gdy przyszedł czas na jego drastyczną lekcję od losu, nauczył się panować nad emocjami, gdyż nie miał innego wyjścia. Szczegółowy opis przemiany Dantesa jest dla mnie prawdziwą ucztą za każdym razem, gdy powracam do historii.
Oboje bohaterów mieli ogromny wpływ na moje życie. Bardzo często gdy pływam po morzu przypominam sobie Dantesa, który płynął znacznie dalej, niż wynosiła jego strefa komfortu, gdyż od tego zależało jego życie. Lekcja płynąca z opisu pobytu Dantesa w więzieniu była dla mnie tak mocna, że często zastanawiałam się, jak ja bym się zachowała na jego miejscu. Tylko, że ja już wiedziałam, co będzie później i jak należy się zachować.
No i chcąc nie chcąc doczekałam się. Przyszedł czas, kiedy nie zawiniając absolutnie niczym, moja wolność została w znacznym stopniu ograniczona. Kiedy mam czas, pieniądze, zdrowie i chęci na podróżowanie a niestety mogę poruszać się w ograniczonym obszarze. Kiedy kontakt osobisty z bliskimi osobami został znacznie utrudniony. O ile nie przeszkadza mi fakt, że z niektórymi znajomymi mogę kontaktować się jedynie przez messengera, to jednak są takie relacje, kiedy bardzo chciałoby się być z kimś blisko, a niestety nie można.
Mogę się wkurwiać, narzekać, złorzeczyć, nie dopuszczać do siebie tej wiadomości. Mogę krzyczeć i atakować strażników i jak Dantes na początku miotać się po celi złorzecząc Bogu. Jednak po choćby pobieżnym przeanalizowaniu konsekwencji łatwo zauważyć, że w ten sposób można jedynie stracić energię. A póki się jest przy życiu zawsze jest szansa.
Lub jak zwykła mawiać Aneta Klimek, weteranka gubienia telefonów, póki jest sygnał to jest nadzieja że telefon się znajdzie. I zawsze się znajduje.
Jedyne sensowne wyjście, jedyna rozsądna rzecz, jaką można zrobić, to przeanalizować, na co mamy wpływ a na co nie mamy. I zająć się jedynie tym, na co wpływ mamy. Nawet jeśli ten wpływ jest nikły, nawet jeśli dojście do celu miałoby nam zająć resztę życia, to pamiętajmy o jednym - czas i tak i tak upłynie. Bo jeśli siedzimy w więzieniu na dożywociu to wydrążanie codziennie choćby jednego centymetra podkopu może dać nam nadzieję na ucieczkę po 10 latach, a to lepsze, niż brak nadziei. Zawsze trzeba mieć też oczy szeroko otwarte, bo może nadarzyć się okazja na ucieczkę szybciej i wtedy trzeba być gotowym, by wystrzelić jak z procy, niezależnie od tego, jaki jest cel.
Doda powiedziała kiedyś mądry cytat, nie wiem, czy sama go wymyśliła, pewnie nie.
"Żaden wiatr nie jest sprzyjający, gdy nie wiesz, do jakiego portu zmierzasz"
Więc określamy, na co mamy wpływ - od razu zaspojleruje, jedyne, na co mamy wpływ, to na siebie, i to też nie w 100 procentach. Jak już to dojdzie do nas, że nie mamy wpływu na to, co mówią, myślą i robią inni ludzie, jak reaguje gospodarka, jaka jest pogoda, jakie decyzje podejmuje rząd, jak się ma zdrowie ludzi na planecie - wydaje mi się, że jedynym rozsądnym wyjściem jest przestać tracić energię na przejmowanie się tym. Analiza konsekwencji - co mi da to, że będę sprawdzał wiadomości? Jak to na mnie wpływa? Ile czasu na to schodzi? Jak inaczej mogę wykorzystać ten czas? Czy mogę ten czas wykorzystać bardziej efektywnie? Jaką konsekwencje będzie miała dla mnie ta jedna konkretna decyzja? Doda mi chęci do życia, czy odbierze? Doda mi zdrowia czy odejmie?
Jak mówi Ewelina Stępnicka życie jest jak ocean. Można usiąść na brzegu i bać się zrobić cokolwiek, cały czas stojąc w miejscu. Można się szamotać z oceanem, walczyć z nim i tracić energię. Ale można też zaobserwować, jaki jest i po prostu przyjąć to do wiadomości. A następnie poszukać swojego nurtu i nauczyć się w nim pływać. Pierwsze pytanie, jakie powinnam sobie zadać po tym, jak zdecyduję, że uczę się pływać - co mogę zrobić już teraz, już dziś? Co mogę robić codziennie? Jaką decyzję mogę podjąć i już od teraz zacząć działać, by jak najlepiej wykorzystać sytuację, w jakiej obecnie się znajduję? Bo przecież zawsze może być gorzej, nie jestem Dantesem ani Lisbeth.
Z książek, które wpłynęły na moje życie jest jeszcze Dżuma. Nie mam pojęcia, czemu tak mi się podobała, że w czasach szkolnych przeczytałam ją kilka razy. I już kompletnie nie pamiętam, o czym była. Ale pamiętam z niej jedno - każda epidemia kiedyś się kończy. I tym oto optymistycznym akcentem kończę na dziś. Dziękuję za uwagę oraz za komentarze i lajki, pozdrawiam serdecznie!



Dziś jako ilustracja do wpisu zamek na wyspie we Włoszech, gdy go zobaczyłam, od razu pomyślałam o zamku If.

1 komentarz:

  1. Saga Millenium - doskonała, ale dosadna i brutalna. Też uwielbiam i boję się 🙂

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia