wtorek, 7 kwietnia 2020

Musisz uświadomić sobie prawdę. Łyżka nie istnieje.

Bóg zawsze wysłuchuje nasze prośby i pomaga. Choć pomoc nie zawsze przychodzi z tej strony, z której się spodziewamy.

Zbierając na wyjazd do Norwegii byłam bardzo zdeterminowana. Oprócz odkładania zarobionych pieniędzy, sprzedałam wszystko, co nie było mi niezbędne a co miało jakąś wartość, w tym część pamiątkowej biżuterii. Pomyślałam, że jak tylko odbiję się finansowo, to kupię sobie taką, jaką tylko będę chciała. No i przyszedł ten moment i kupiłam pierścionek, który bardzo mi się podobał. Ostatnio jak szłam w góry po 24 godzinach niejedzenia i standardowo bez ubrań, poczułam, jak pierścionek zsunął się ze skurczonego palca. Na początku oczywiście mobilizacja i szukanie. Nie mógł upaść daleko, jednak częściowo roztopiony śnieg i błoto nie ułatwiały poszukiwań. Wiedziałam, ze z każdym krokiem rosła szansa, ze gdzieś go wdeptałam. Po około pół godziny starannego przeczesywania palcami śniegu i błota centymetr po centymetrze do moich poszukiwań dołączył przechodzący Litwin. Pomógł mi przeczesać ponownie kilkumetrowy obszar, pogadaliśmy trochę, ale po jakiś 15 może 20 minutach powiedział, że musi iść. Podziękowałam mu za pomoc. W głębi duszy czułam, że ten kawałek jest już tak przeszukany, że to po prostu dalej nie ma sensu. Palce miałam zmarznięte, zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie zsunął mi się tu, czy może wcześniej. Pomyślałam, że jeśli do jutra śnieg się roztopi i nie spadnie nowy to wrócę na poszukiwania. Tak też zrobiłam. Następnego dnia wróciłam. Miejsce poszukiwań znalazłam bez problemu po rozgrzebanym błocie. Jakaż była moja radość, gdy pierścionek spokojnie sobie leżał tam, gdzie go szukałam. Po raz kolejny przekonałam się, że jestem ukochaną córeczką Boga. Ani przez chwilę w to nie wątpiłam. Wiedziałam, że nie poddam się w poszukiwaniach. To samo też mówiłam do Litwina.
Ostatnio poprosiłam Boga o pomoc w zwyciężeniu nałogu objadania się, a szczególnie słodyczami. Pomoc zawsze nadchodzi, choć nie zawsze tak, jak się spodziewamy. Tym razem Bóg oddalił ode mnie pokusę domowych ciast Małgosi czy mojej siostry. Nie pojadę do domu na święta. Znaczy oczywiście gdybym się mocno uparła to może i bym dała radę przybyć do Polski, ale nie zależy mi na tym aż tak mocno. Tu jest mi naprawdę dobrze. Mam ciszę i spokój, cudowną przyrodę i bliski kontakt z Bogiem - wiadomo w górach jest się bliżej nieba. Mało rzeczy mnie rozprasza i mogę się skupić na tym, co jest dla mnie najważniejsze. Na budowaniu swojej własnej rzeczywistości.
Kojarzycie ten moment z filmu Matrix, gdzie dziecko gnie łyżkę? Neo się pyta, jak to robisz. Dziecko odpowiada - nie próbuj zgiąć łyżki, bo to niemożliwe. Ale uświadom sobie, że łyżka nie istnieje. I wtedy Neo gnie łyżkę.



https://www.youtube.com/watch?v=tQb2zpI-7Oc
Przebywając w ciszy i spokoju uświadomiłam sobie prawdę. Że niemożliwe jest ogarnięcie całej rzeczywistości. Że nigdy nie będziemy wiedzieć wszystkiego, znać wszystkich faktów, być wszędzie, zobaczyć wszystko i nasza rzeczywistość zawsze będzie jakimś wycinkiem. A co za tym idzie, każdy będzie miał ten wycinek inny. Każdy ma inne doświadczenia, widział, słyszał, czytał, czuł co innego. I jeśli w pełni uświadomimy sobie, że nasza rzeczywistość jest tylko wycinkiem wszystkiego, zdamy sobie sprawę z tego, że mamy wpływ na to, co się w tym naszym wycinku znajdzie. Tak samo, jak w swoim pokoju nie możemy zgromadzić wszystkiego. Wszystkich książek świata, wszystkich fajnych rzeczy, wszystkich sprzetów jakie byśmy chcieli, tak w mózgu nie zmieścimy wszystkich informacji, wszystkich faktów. Musimy przeprowadzać selekcję, by nie narobić sobie bałaganu i móc się łatwo odnaleźć w swojej rzeczywistości. Dlatego bardzo starannie dobieram to, co wpuszczam do swojej rzeczywistości. Tak samo, jak ograniczyłam kupowanie rzeczy, by nie zaśmiecać pokoju, ograniczyłam pokarmy jakie spożywam do tylko wegańskich, by nie zaśmiecać ciała, tak ograniczyłam dochodzące do mnie wiadomości, by nie zaśmiecać umysłu. Dlatego coraz mniej scroluję tablicę na fejsie i memy na insta, coraz mniej rozmawiam z negatywnie nastawionymi ludźmi oraz zupełnie unikam tzw. wiadomości ze świata.
Za to chętnie odświeżyłam sobie ostatnio jedną z moich absolutnie ulubionych książek. Rok 1984 Orwella. Pamiętam, jak przyciągnął mnie do tej książki jakiś silny magnetyzm, gdy na polskim w liceum przerabialiśmy jakiś fragment. Wtedy na nudnych lekcjach ostentacyjnie czytałam tę książkę zamiast uczyć się bzdur. Przeczytałam ją nie wiem ile razy, wielokrotnie też słuchałam audiobooka, ostatnio też obejrzałam film na podstawie książki.
Książka mocno ryje banię, mnóstwo cytatów to złoto, a fakt jak bardzo prorocza się okazała jest przerażający. Dodatkowo jest tak wielowątkowa, że za każdym razem znajduję w niej coś nowego. Na każdym etapie mojego rozwoju wciąż potrafi wstrząsnąć. Np. fragment, gdy O'Brien mówi o lewitacji kompletnie ryje banię.

Mam nawet t-shirt z rokiem 1984


"Rządzimy materią, bo rządzimy umysłami. Rzeczy­wistość mieści się w mózgu. Stopniowo wszystkiego się nauczysz, Winston. Nie ma nic, czego byśmy nie potrafili dokonać. Niewidzialność, lewitacja, to dla nas nic trud­nego. Gdybym chciał, mógłbym unieść się w górę niczym bańka mydlana. [...]"



Jeżeli mam kontrolę nad teraźniejszością, nad tym, co robię, co słucham, oglądam, czytam, jem, piję, wącham i doświadczam, mogę również wpływać na przeszłość. Bo przeszłość istnieje tylko w moim umyśle. I wszystko, co się dokonało, mogę na nowo zinterpretować. To, co wcześniej wydawało się złe i przykre mogę zinterpretować jako wzmacniające, potrzebne, oczyszczające, dodające odwagi. W ten sposób mogę wpływać na to, jak postrzegam swoją rzeczywistość oraz jaka będzie moja przyszłość.



1 komentarz:

  1. Ciekawe przemyślenia. Nie wiem czy to Bóg pomógł w znalezieniu pierścionka, ja to nazywam przeznaczeniem. A mój tata w 99% miał szczęście do odnajdywania tego co zaginęło. Dla mnie został ten 1% ale to i tak jest trochę szczęścia 🙂

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia