Aneta w drodze

Etykiety

Fotografie Osobiste przemyślenia Życie w Norwegii

czwartek, 14 listopada 2019

Co jest fajnego w morsowaniu? Dzień z życia morsa

Czy próbowaliście kiedyś wytłumaczyć co jest cudownego w kawie komuś, kto nie ma pojęcia, czym jest kawa? Czy próbowaliście kiedyś wytłumaczyć, po co się pije wódkę lub piwo komuś, kto nigdy w życiu nie próbował alkoholu? Albo jaki jest sens palenia papierosów komuś, kto nigdy nie sięgnął po papierosa? Tak właśnie się czuję ja, jak mam komuś wytłumaczyć, co jest fajnego w morsowaniu.
Ale spróbuję. Bo w przeciwieństwie do powyższych czynności morsowanie ma na zdrowie bardzo dobry wpływ.
Sobota rano. Pospałam sobie solidnie, wstałam 3 godziny później niż zazwyczaj, czyli o 7 rano. Napiłam się herbatki z imbirem, cynamonem, goździkami i pomarańczką, patrząc, jak powoli się rozwidnia.

O godzinie 9 byłam już na Gamlehaugen, czyli przy pałacu króla. Piękne miejsce. Najpierw 3 serie oddechów wg metody Wima Hofa. Podobno pomaga dłużej wytrzymywać w wodzie i ogólnie poprawia odporność, więc warto spróbować, bo przecież oddychanie raczej nie zaszkodzi.


Na wodzie około 2 centymetrowa warstwa lodu, więc biorę w gołe dłonie grubą gałąź i rąbię sobie ścieżkę.
 Gdy docieram do miejsca, gdzie woda sięga mi już prawie do szyi czuję przyjemne ciepło w stopy. Podziwiam ogromne rozgwiazdy, które spacerują po dnie. Nie czuję zimna. Po 15 minutach stania w wodzie wychodzę bardziej z nudów niż z zimna. I teraz robi się faktycznie zimno - dopiero po wyjściu. Najgorzej daje czadu w stopy. Dlatego wiekszość poradników na temat morsowania zaleca robić to w butach. Ale ja chcę zahartować stopy dlatego zamiast skupiać się na tym lekkim dyskomforcie staram się jak najszybciej wytrzeć i ubrać. 
W przebraniu się bardzo pomaga specjalne morsowe ponczo klubowe, dzięki któremu od razu jest cieplutko. Zakładam spodnie i kurtkę i w tym ponczu wracam rowerem do domu jakieś 3 kilometry. Po drodze dostaję turbodoładowanie prędkości - adrenalina działa. Organizm chce się rozgrzać.
Słonko świeci coraz mocniej więc postanawiam wybrać się na wycieczkę. Mój plan jest następujący - wsiadam w najbliższy środek transportu jaki mi się natrafi i zobaczę, gdzie dotrę. Gdy dostrzegam strzałkę prowadzącą na jakiś szlak stwierdzam, ze oto moja destynacja. Trafił mi się przyjemny szlak, mało uczęszczany i bardzo słoneczny.

Wchodząc pod górę żwawym tempem stwierdziłam, że jest mi dość ciepło i właściwie czemu by się nie poopalać. Akurat przypadkiem miałam na sobie stanik od kostiumu kąpielowego, więc się rozebrałam i tak doszłam na szczyt.

Oczywiście standardowe pytanie ze strony mijających mnie Norwegów - Ikke kald? Nie jest ci zimno? Odpowiadam mu z równie zdziwioną miną jak on - a tobie nie jest gorąco? Może i nie, w końcu jak się schodzi jest zimniej niż jak się wchodzi.

Wiecie co było najlepsze? Że nie było wiatru. Jak mawiał bardzo mądry człowiek najgorszy jest wiatr. Jak jest zimno, a nie ma wiatru, to jest ciepło.

 Jeśli do tego dodać, że większość drogi idzie się w słońcu, a dodatkowo jest to nad wodą, która odbija słońce jak lustro, więc czujesz jakby świeciły na ciebie dwa słońca, to jest autentycznie ciepło. Polecam spróbować. Nie pytajcie ile było stopni. Wszystko zależy od tempa, słońca, wiatru, cienia, wysokości, ciężko powiedzieć. W każdym razie śnieg leżał nawet na słońcu i był sypki, więc było dobrze na minusie.



Woda na ścieżkach też solidnie zamarznięta. Tak solidnie, że zajęta zajadaniem migdałów wyłożyłam się na tyłek. Trochę bolał przez chwilę ale poszłam dalej. Jak już zeszłam z góry i chciałam zrobić zdjęcie ogarnęłam, że nie mam telefonu. Oczywiście jestem Aneta Klimek, nie jest to pierwszy raz w moim życiu kiedy zgubiłam telefon, może z 15 lub 20, więc nie wpadałam w panikę. Stwierdziłam, że musiał mi wypaść na szczycie, tam, gdzie się wyłożyłam. Wróciłam na szczyt i na szczęście spokojnie sobie tam leżał. Zabrałam, podziękowałam Bogu i poszłam do dołu.

 Schodząc z góry bez żadnej mapy i planu trafiłam na przystanek, gdzie akurat za chwilkę nadjechał autobus w kierunku domu. Obok mnie w busie siedziało dwóch małolatów, sądząc po kolorze skóry z pewnością nie byli rodowitymi Norwegami, z butami na siedzeniach śpiewając jakieś piosenki o Allahu na cały regulator. Posłałam im dość chłodne spojrzenie i do końca drogi był spokój.

Znacie to uczucie, kiedy na ostrym kacu powtarzacie sobie - więcej nie piję! A jak tylko dochodzicie do siebie, jakimś dziwnym trafem wszystkie wasze kroki prowadzą na jakąś imprezkę. Albo jak mówisz - rzucam palenie! Ale przy kasie prosisz o papierosy zanim zaczniesz się zastanawiać, co właśnie zrobiłeś. Albo gdy mówisz - od dziś się odchudzam! Ale jak tylko mijasz cukiernię twoje nogi same zdają się iść a następnie kupujesz słodką bułeczkę. Każdy nałóg działa tak samo - podczas określonej czynności wydziela się jakaś chemia do mózgu i od tego się uzależniamy. To nie jest tak, że jak wchodzisz do lodowatej wody to jest ci zimno. Twój organizm doznaje takiego, ale to takiego szoku, że już nie jest mu zimno. Natychmiast mobilizuje wszystkie komórki, pobudza do działania cały organizm, no i właśnie wydziela, a właściwie eksploduje enfdorfinami. Właśnie dlatego mors kojarzy się raczej z osobą uśmiechnietą, pogodną i zadowoloną. Na temat tej chemii jest wiele artykułów w necie, nie będę się rozpisywać. Tak samo, jak nie każdy się uzależni od kawy czy papierosów tak samo i to nie każdemu się spodoba. Ale proszę, nie traktujcie tego jak po prostu wchodzenia do zimna. Tak samo jak picie kawy to nie katowanie się gorzkim napojem a palenie papierosów to nie tylko wciąganie śmierdzącego dymu. Teraz trochę o skutkach - o tym, że morsowanie wzmacnia odporność wie każdy. Faktycznie raczej nie łapią mnie wirusy, a jak już mnie coś dorwie, to przechodzę to raczej łagodnie. Troszkę pokaszlę, pokicham ale nie rezygnuję z roweru i morsowania. Zauważyłam na sobie, że wejście do lodowatej wody z katarem bardzo pomaga szybciej wrócić do siebie.
Jednak to, co morsowanie dało dla mojej psychiki jest moim zdaniem dużo ważniejsze. Po tym, jak przełamiesz barierę swojej psychiki i wejdziesz do przerębla nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. Na własnej skórze doświadczasz, że to, w co wierzyłeś do tej pory jest kłamstwem. Przekonujesz się, że twoje ciało ma w sobie pokłady takiej siły, jakiej sobie nawet nie wyobrażasz. We mnie morsowanie rozbudziło chęć pokonywania granic swojego ciała i umysłu.


Wchodzisz do lodowatej wody i nie jest ci zimno. Okazuje się, że nie ma czegoś takiego jak owianie. Że można zanurzyć głowę w lodowatej wodzie trzykrotnie, następnie z mokrymi włosami wracać do domu na rowerze i nic sie nie dzieje.
 Stwierdziłam - skok Dream Jump? Czemu nie! Chodzenie po górach w styczniu w spodenkach? Chodzenie po rozżażonych węglach?

Skoro komuś innemu się to udało to nie ma rzeczy niemożliwych również dla mnie. Wcześniej wierzyłam, że mam słabą kondycję, że takie rzeczy to może i są dla innych, ale nie dla mnie. Trafiłam na wspaniałych ludzi.
Kluby morsów łączą szalonych ludzi, którzy chcą pokonywać swoje granice. Stałam się częścią społeczności, która nawzajem się motywuje, wspiera, pomaga. Dzięki klubowi uwierzyłam, że i ja mogę dokonać rzeczy, które kiedyś były dla mnie tak nierealne.

Wszystko stało się w ciągu dwóch lat. Pokazałam samej sobie, że nawet skok do wody z bardzo wysokiej skoczni już nie jest dla mnie przerażający. Teraz wiem, że już się nie cofnę do tego, co było kiedyś. Teraz morsowanie daje mi kopa do działania. To mój nowy nałóg. Jeżdżę rowerem do pracy i zawsze wożę ze sobą kostium i lekki szybkoschnący ręcznik, w razie, gdybym miała ochotę się wykąpać. I tak, jak kiedyś moje nogi jakby same prowadziły mnie do sklepu, tak teraz prowadzą mnie nad wodę. Na samą myśl, że znowu poczuję tego kopa adrenaliny uśmiech pojawia mi się na twarzy. I chociaż jak wychodzę i czuję przenikliwe zimno, czasem aż mnie telepie, wracam do domu na autopilocie, to jak tylko się rozgrzeję już nie mogę się doczekać, kiedy znowu to zrobię.




By Aneta Klimek
Etykiety: Osobiste przemyślenia
Udostępnij ten wpis:

3 komentarze:

  1. witajwmoimfotoswiecie14 listopada 2019 08:09

    Bardzo dobry i dający do myślenia wpis. Może kiedyś z własnej woli się skuszę na ,,zamorsowanie"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
      Odpowiedz
  2. Ania M22 listopada 2019 04:22

    Pisz nadal, ciekawie się czyta i ogląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
      Odpowiedz
  3. Unknown10 stycznia 2021 12:11

    niesamowita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
      Odpowiedz
Dodaj komentarz
Wczytaj więcej...

Subskrybuj: Komentarze do posta (Atom)

Strony

  • Strona główna
  • Fotografie

Popularne posty

  • Wycieczka górska na wyspie Osterøy niedaleko Valestrandsfossen
    Po raz kolejny, nie wiem już który, doświadczylam wielkiego wow odkrywając nowe fragmenty mapy przepięknego kraju, jakim jest Norwegiia. W ...
  • 365 dni
    Rok mojej wielkiej, niezapomnianej przygody. Czas na małe podsumowanie. Stałam się zupełnie innym człowiekiem. Nawet przez ułamek sekund...
  • Nocleg w górach - oczekiwania kontra rzeczywistość
    Jedyny selfiak bo jak najszybciej chciałam się zakokonić przed latającym robactwem. Sobota wieczór - siedzę w domu i zastanawiam się, ...
  • Jak przeżyłam pierwszy tydzień w Norwegii za 90 koron
    Minął tydzień od mojego przylotu. Nie licząc pieniędzy za mieszkanie i przyjazd z lotniska, wydałam około 90 koron co daje na polskie jak...
  • Musisz uświadomić sobie prawdę. Łyżka nie istnieje.
    Bóg zawsze wysłuchuje nasze prośby i pomaga. Choć pomoc nie zawsze przychodzi z tej strony, z której się spodziewamy. Zbierając na wyj...
  • Zdjęcia z pierwszego dnia
  • Morsowanie w Øystesparken i wodospad Steinsdalsfossen
    Dziś razem z moim nowym klubem morsów kończyliśmy sezon. Oczywiście wszyscy zgodnie stwierdzili, że świętujemy symbolicznie koniec mors...
  • Kolejne zwycięstwo - Gullfjellet 987 m n.p.m.15 km marszu bez ubrań
    Najwyższą góra w okolicy, czyli Gullfjellet zdobyłam już wcześniej 2 razy, lecz wreszcie mogłam podziwiać widoki bo powszednio zawsze by...
  • Czy warto odwiedzić w maju Ogród Botaniczny w Milde?
    Korzystając z pięknej pogody i wolnego dnia, 21 maja wybrałam się ze współlokatorem Norwegiem do ogrodu botanicznego. W Norwegii napr...
  • Jak moja emigracja wpłynęła na to, co myślę o sobie
    Jak często zdarza ci się gadać w myślach do siebie - ale jestem głupia. Ale ze mnie idiotka. Ja pierdolę, co ja za głupotę odjebałam. O nie,...

Kategorie

  • Fotografie
  • Osobiste przemyślenia
  • Życie w Norwegii

O mnie

Moje zdjęcie
Aneta Klimek
Pewnego dnia rzuciłam pracę, zostawiłam wszystko za sobą. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy w walizkę, wsiadłam w samolot i poleciałam do Norwegii. Nie mając tam pracy, znajomych ani mieszkania. Zaczęłam wszystko sama od nowa. Na blogu opisuję swoje przygody, rozmyślenia oraz publikuję fotografie.
Wyświetl mój pełny profil

Szukaj na tym blogu

Polecany post

Czy warto odwiedzić w maju Ogród Botaniczny w Milde?

Korzystając z pięknej pogody i wolnego dnia, 21 maja wybrałam się ze współlokatorem Norwegiem do ogrodu botanicznego. W Norwegii napr...

Archiwum bloga

  • ►  2020 (12)
    • ►  maja (2)
    • ►  kwietnia (5)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2019 (40)
    • ►  grudnia (1)
    • ▼  listopada (5)
      • Jak jedna k*wa zrobiła mi dzień. Zwiedzanie ogrodu...
      • Listopadowe piekno
      • Co jest fajnego w morsowaniu? Dzień z życia morsa
      • Jesień w Bergen i okolicach
      • Siła spokoju
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (5)
    • ►  maja (19)

Like us on Facebook

https://www.facebook.com/aneta.klimek.7165

Search

Autor obrazów motywu: gaffera. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia